niedziela, 11 maja 2014

Puk, puk !

Cześć wszystkim chciałabym was poinformować, że właśnie wystartowałam z moim drugim opowiadaniem :). Historia też nie jest łatwa, ani przyjemna. Ale zachęcam do przeczytania i pozostawienia po sobie jakiegoś śladu. 
Zapraszam i pozdrawiam, Kalora :*

piątek, 21 marca 2014

Epilog

Czemu tutaj jest tak ciemno? Do cholery jasnej gdzie jest Andrzej? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Córeczko.- aż podskoczyłam gdy usłyszałam głos, wszędzie go rozpoznam
- Mamo?- odwróciłam się i zobaczyłam ją, stała naprzeciwko mnie, jej blask drażnił moje oczy. 
- Wiktoria jestem już pewna, że teraz sobie poradzisz. 
- O czym ty mówisz? 
- Jesteś silna. Tylko nie popełniał dwa razy tych samych błędów. Walcz o siebie, walcz o swoje marzenia. Nigdy się nie poddawaj. Pamiętaj o tej lekcji, którą przeszłaś. Zawsze będę obok ciebie. - zaczęła się oddalać - Kocham cię córeczko.- była coraz dalej i miała taki przepiękny szczery uśmiech
- Ja ciebie też kocham mamo. - powiedziałam. 

- Wiki otwórz oczy. - usłyszałam głos bardzo znajomy. Po woli podnosiłam strasznie ciężkie powieki i zobaczyłam Patrycję
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona i po sekundzie coś do mnie dotarło -Gdzie jest Andrzej? Co się z nim dzieje?
- Z kim? Nigdy nie było tutaj żadnego Andrzeja. - siostra odpowiedziała spokojnie 
- Jak to? Przecież jechaliśmy razem samochodem do Bełchatowa i nagle wszystko zniknęło wszędzie było ciemno, zostałam sama. - z moich oczu powoli spływały łzy. 
- Wiktoria ja naprawdę nie wiem o czym ty mówisz. Byłaś w śpiączce przez prawie rok. 
- To nie prawda. Kłamiesz! - krzyczałam, byłam zła, że mi nie wierzyła. 
- Był mecz o mistrzostwo Polski i doznałaś kontuzji kolana i miałaś operację. Na dodatek w tym samym czasie mama miała wypadek..
- I zginęła, a ja chciałam popełnić samobójstwo. - powoli przypominałam sobie te wydarzenia
- Mo i po tym zapadłaś w śpiączkę. 
- Nie, wyszłam ze szpitala, miałam rehabilitację, ale przestałam grać. Zaczęłam ćpać, poznałam Andrzeja, który pomógł mi się wyleczyć. Byłam w Londynie, ale wróciłam tutaj, a ty zerwałaś ze mną kontakt. 
- Musiało Ci się to przyśnić. Przez prawie rok codziennie siedziałam tutaj w szpitalu przy twoim łóżku i czekałam aż się obudzisz. Jeżeli mi nie wierzysz to zapytaj lekarza. Pójdę po niego. - wyszła. 
Czyli tak naprawdę nigdy nie poznałam Andrzeja? Nie to nie może być prawda. 

Kolejne pół roku spędziłam na intensywnej rehabilitacji. Chciałam jak najszybciej wrócić znowu do gry w siatkówkę. Walczyłam codziennie, by jak najszybciej odzyskać w pełni sprawność. Tym razem nie byłam osamotniona w walce. Miałam wsparcie Patrycji, koleżanek z drużyny, no i oczywiście mamy. Nawet nie wiem skąd miałam w sobie tyle siły. W tym czasie przeszłam jeszcze terapię z psychologiem. Opowiedziałam pani Agnieszce o tamtym moim życiu, ta historia była dla niej nieco dziwna, ale bardzo pomogła mi poukładać sobie wszystko. Pomogła mi wrócić do prawdziwej rzeczywistości. Jednak gdzieś z tyłu głowy miałam obraz Andrzeja. Słyszałam jego głos, widziałam oczy pełne radości, słyszałam jego śmiech, czułam jego dotyk i to było i jest dla mnie najdziwniejsze. Przecież tak naprawdę nigdy go nie poznałam, nigdy z nim nie rozmawiałam, a cząstka mnie nadal go kochała i pragnęła. 
***
Powoli wracam już do normalnego siatkarskiego treningu. Cieszę się, że pomimo tak długiej nieobecności, wszyscy w klubie czekali na mój powrót. Z racji tego, że prawie całe dnie spędzałam na siłowni Patrycja wyciągnęła mnie na mecz siatkówki do Ergo Areny. 
- To kto będzie grał? - zapytałam kiedy zmierzałyśmy w kierunku hali
- Lotos gra ze Skrą. - zamarłam. Czyli GO zobaczę. Przez resztę drogi nie odezwałam się już ani słowem. Kiedy siedziałyśmy już na trybunach nie mogłam opanować zdenerwowania. I wtedy wszedł On. Uśmiechnięty, radosny, szczęśliwy, przystojny, taki sam jakim go zapamiętałam. Motylki w moim brzuchu szalały jak zwariowane, chaos w głowie nie do opisania. Ogarnij się! powtarzałam w myślach. Nie mogłam ani trochę skupić się na meczu, cały czas obserwowałam tylko jego. 
- Wiki! - Patrycja szturchnęła mnie za ramię.
- Co? co? 
- Nie śpij. - zaśmiała się. - Masz wejść na boisko, kibice mają dla ciebie jakąś niespodziankę. - wstałam z miejsca i na nogach jak z waty weszłam na boisko. 
- Pani Wiktorio mamy coś dla pani. - powiedziała niska brunetka i wręczyła mi koszulkę z nr 11 i zdjęcia od kibiców - To jest wyraz naszego wsparcia dla Pani. Trzymamy kciuki za szybki powrót na boisko. 
- Dziękuję, to wspaniałe z waszej strony. Wiem, że zawsze mogę na was liczyć i obiecuję, że nie zawiodę i już niedługo zobaczycie mnie w akcji. - uśmiechnęłam się i ruszyłam na miejsce. Po drodze dostałam jeszcze kilka maskotek. 
Kilka chwil później mecz dobiegł końca, jak się można było spodziewać Bełchatowianie wygrali za trzy punkty. Patrycja poszła do toalety a ja chciałam iść do samochodu i tam na nią poczekać. Wychodziłam właśnie z hali kiedy jedna z moich maskotek wypadła mi z rąk. Już schylałam się, żeby ją podnieść ale ktoś mnie uprzedził. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Andrzeja , który hipnotyzował mnie spojrzeniem. 
- To chyba twoje. - powiedział i wyciągnął w moim kierunku rękę z misiem. W głowie miałam istny mętlik więc przez chwilkę stałam nie wiedząc co zrobić.
- Dz-dziękuję. - odpowiedziałam i wyszłam
- Przepraszam. - usłyszałam nagle - Czy myśmy się przypadkiem już wcześniej nie spotkali? - zapytał, a ja zamarłam.
- Nie, to raczej byłoby nie możliwe. - uśmiechnęłam się 
- Andrzej.- wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Wiktoria. - niepewnie uścisnęłam jego dłoń, a po moim ciele przeszedł miły dreszcz. A ON się uśmiechnął.

___________________________________________________________________________
Tadadam! To był ostatni rozdział historii Wiktorii i Andrzeja. Wiem, że może moje rozdziały nie są idealne, no ale w końcu to moje pierwsze opowiadanie i mimo wszystko jestem z siebie bardzo dumna i zadowolona, że dałam radę je napisać :) i jest mi cholernie smutno, że to się już skończyło ;/
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję moim wiernym czytelniczkom, które komentowały te moje wypociny xd i dzięki którym miałam ogromną motywację do dalszego pisania. Dziękuję dziewczyny ;* Myślałam, że naprawdę nikogo nie zainteresuje to co narodziło się w mojej głowie. Liczba wyświetleń też jest dla mnie szokująca, prawie 4000 O_o
Mam to wszystkich ogromną prośbę! Każdy kto przeczyta Epilog niech pozostawi po sobie ślad w postaci komentarza :) Chciałabym wiedzieć ile was naprawdę tutaj zajrzało ;) 
Znikam z blogowego świata może na zawsze a może jeszcze wrócę.. 
Ale proszę nadal informujcie mnie o nowościach na waszych blogach w zakładce WASZE OPOWIADANIA :) 

Trzymajcie się cieplutko, Kalora :* 

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 9.

Obudziłam się wtulona w Andrzeja. Nawet nie wiecie jakie to wspaniałe uczucie otworzyć oczy i zobaczyć przy swoim boku osobę, którą się kocha. Wpatrywałam się w jego twarz. Usta miał ułożone w delikatnym uśmiechu. Już chciałam złożyć na nich pocałunek kiedy telefon Andrzeja zaczął dzwonić. Wzięłam go ze stolika i zobaczyłam na wyświetlaczu imię MONIKA. Nie wiedziałam co mam zrobić. Po chwili obudził się Andrzej. 
- Monika do ciebie dzwoniła. - powiedziałam i podałam mu telefon
- Muszę z nią porozmawiać. 
- To ja wezmę prysznic. - powiedziałam i zamknęłam się w łazience.Czułam się podle. Jak mogłam się przespać z Andrzejem skoro on ma narzeczoną. To nie powinno się nigdy wydarzyć. Po co go w ogóle wpuściłam?! A no tak przecież znam odpowiedz. Kocham go i chociaż przez chwilkę chciałam być szczęśliwa.

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
- Fajnie, że dzwonisz. Musimy porozmawiać. 
- Też tak myślę. 
- Słuchaj Andrzej, ja nie jestem żadną tępą idiotką. Wiem, że wieczorem byłeś u niej i nadal tam jesteś. Nie powiem zabolało mnie to ale nie mam zamiaru wam przeszkadzać w tworzeniu związku. Widziałam w jaki sposób na nią patrzyłeś. Widziałam te iskierki, które pojawiły się w twoich oczach. Chcę twojego szczęścia. Dlatego nie musisz się martwić. Zabrałam swoje rzeczy z twojego mieszkania, a klucze zostawiłam u Kłosa. 
- Monika, nie wiem co mam powiedzieć. 
- Nie musisz nic mówić. Muszę kończyć. Pa. - rozłączyła się. No normalnie nie wierzę w to co usłyszałem. Myślałem, że Monika będzie sprawiała jakieś problemy, a ona tak po prostu odeszła. Teraz już nie ma żadnych przeszkód na to, żebym był z Wiktorią. 

Z PERSPEKTYWY WIKTORII
Wychodzę z łazienki i widzę Andrzeja z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- A z czego ty się tak cieszysz?- pytam 
- Rozmawiałem z Moniką. 
- I to jest powód do radości?
- Tak.- odpowiada i podchodzi do mnie. - Ona się wyprowadziła, nie ma jej. 
- No i?
- Nie rozumiesz? Teraz już nic nie stoi nam na przeszkodzie żebyśmy byli razem. - mówi i całuje mnie namiętnie
- To znaczy że dzisiaj wracam z Tobą do Bełchatowa? 
- Tak. Kocham cię.
- Ja Ciebie też. A teraz koniec gadania. Idziemy coś zjeść. 
***
Już od jakiejś dobrej godziny zmierzamy andrzejowym samochodem w kierunku Bełchatowa. Jakoś w następnym tygodniu muszę wrócić do Londynu po resztę moich rzeczy. 
- To co robimy ze świętami?
- Przecież jest jeszcze trochę czasu. 
- Może pojedziemy do moich rodziców?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. 
- Dlaczego?
- Twoja rodzina nie będzie zachwycona, że związałeś się z ćpunką. 
- Oj już proszę nie gadaj głupot. Na pewno ciebie polubią.
Obyś miał rację pomyślałam. Spojrzałam za okno. Powoli zbliżała się zima. Na drzewach były już tylko pojedyncze listki. Chociaż pogoda nie była za dobra, to ja czułam się znakomicie. W końcu miałam przy sobie takiego faceta jak Andrzej. Czego chcieć więcej? Mam wszystko. W końcu znalazłam własne szczęście. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Andrzeja, który śpiewał http://www.youtube.com/watch?v=7wnTJWRKzDg
- "DZISIAJ MIAŁEM PIĘKNY SEN,
NAPRAWDĘ PIĘKNY SEN.
WOLNOŚCI MOJA, ŚNIŁEM, ŻE
WZIĄŁEM Z TOBĄ ŚLUB. - w moich oczach pojawiły się łzy- Kocham cię! - powiedziałam 
- O VICTORIO, MOJA VICTORIO!
DLACZEGO MAM CIĘ TYLKO W SNACH?- Andrzej spojrzał na mnie oczami pełnymi miłości z uśmiechem na twarzy. - Kocham cię Wiktorio. - i nagle stało się ciemno, cicho, głucho. 
- Andrzej! Gdzie jesteś?! - krzyczę. O nie! Znowu jestem sama, a na około mnie nie ma nic.- Gdzie jesteś Andrzej?! Nie zostawiaj mnie teraz! Nie zostawiaj mnie! 

___________________________________________________________
Ufff. Już myślałam, że w tym tygodniu nie uda mi się dodać rozdziału, ale jednak UDAŁO SIĘ! :) No nic nie będę więcej pisać. Epilog opowiadania najprawdopodobniej pojawi się 21 marca, czyli w piątek.

Pozdrawiam, Kalora ;*

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 8.

ROK PÓŹNIEJ 
Jestem w mieście, w którym bez ciebie jest cholernie pusto. Cały czas w myślach powracam do wspólnie spędzonych chwil, chociaż nie pamiętam ich za wiele z racji tego, że byłam naćpana. Ty byłeś przy mnie kiedy wszyscy mnie zostawili. Poświęcałeś mi swój czas, wyciągnąłeś mnie z dołka i się zakochałeś. Tak bardzo wystraszyłam się twojej miłości, że najzwyczajniej w świecie uciekłam. Żałuję, że nie poznałam Cię w innym momencie mojego życia. Może gdybym była normalna i zdrowa to teraz , zamiast być w mieście, którego nie znam, zamiast siedzieć w pustym mieszkaniu i zalewać się łzami, siedziałabym z Tobą w twoim mieszkaniu. Bylibyśmy razem tacy szczęśliwi. Zakochałam się w twoich oczach pełnych wiary. Tak cholernie tęsknie za ich widokiem. Nie wrócę, nie mogę, chociaż tak bardzo tego pragnę. 

Mieszkam teraz w Londynie. Całe dnie staram się pracować, by jak najmniej czasu spędzać w samotności, którą kiedyś tak kochałam i której pragnęła. A teraz to mój największy koszmar, wręcz katorga. Zmieniłam również swój wygląd, teraz jestem blondynką z pięknym uśmiechem, pod którym kryje się smutek, żal i ogromna tęsknota. Wiele razy chciałam skontaktować się z Andrzejem, by chociaż przez chwilę usłyszeć jego głos, jednak nie starcza mi odwagi by to zrobić. On już pewnie ułożył sobie życie z kimś lepszym ode mnie. No bo przecież, która z nas nie chciała by faceta takiego jak Andrzej? Tylko idiotka by go odtrąciła, taka idiotka jak ja. 
15 marca mija kolejna rocznica śmierci mamy. Bardzo długo zastanawiałam się czy mam pojechać do Polski, aby zapalić znicz i postawić kwiaty. Ciekawa jestem czy Patrycja wróciła do naszego domu. Ciekawie co u niej teraz słychać. Może ją odwiedzę? Nie. Nie, to nie jest dobry pomysł. Ona już napewno zapomniała o siostrze-narkomance. 
***
Zostawiłam walizkę w hotelu i kilka chwil później byłam na grobie mamy. Stały tam znicze i swieże kwiaty. Pewnie Patrycja tutaj była pomyślałam. Usiadłam na  ławce i zaczęłam wspominać. Nie wiem ile czasu tam siedziałam, ale kiedy zrobiło mi się już chłodno pożegnałam się z mamą i ruszyłam przed siebie. Nawet nie wiem kiedy i jak ale znalazłam się koło Ergo Areny. Kibice wchodzili na halę, a ja podeszłam do kasy i kupiłam bilet, nawet nie wiem dlaczego. Usiadłam na moim miejscu i po chwili usłyszałam oklaski. Obróciłam się i zobaczyłam jak zwodnicy PGE Skry wchodzą na boisku. Momentalnie odnalazłam GO! Był taki uśmiechnięty, ale czymś się różnił. W jego oczach nie było już tej wiary, nie było nadziei, nie było szczęści i radości. Był smutek, ból? Nagle nasze spojrzenia się spotkały, poczułam te cholerne motyle w brzuchu i uśmiechnęłam się delikatnie. Andrzej stał bez ruchu, jakby nie wierzył, że to ja. Jednak po chwili z ogromnym uśmiechem ruszył w moją stronę. Ja zrobiłam to samo. Kilka sekund później znalazłam się w jego ramionach. Poczułam jego zapach, poczułam się jak dawniej. 
- Matko Wiktoria!! To naprawdę Ty! No nie wierzę. - przytulił mnie jeszcze mocniej
- Ej, bo mnie udusisz! - powiedziałam śmiejąc się. 
- Ale się zmieniłaś. Prawie Ciebie nie poznałem. Co ty tutaj robisz?
- Przyjechałam do mamy. I tak jakoś wyszło, że jestem teraz tutaj. - odpowiedziałam z uśmiechem. 
- Andrzej, co to za pogaduchy. Wracaj do rozgrzewki!- zawołał trener Nawrocki
- Wiki poczekaj na mnie po meczu. Chcę Ci kogoś przedstawić. 
- Dobra, poczekam. 
Przez cały czas patrzyłam tylko na Andrzeja. Niby był ten sam, ale jednak coś się w nim zmieniło. Kiedy mecz się skończył, przeszłam przez bierki i podeszłam do Andrzeja. 
- Gratuluję wygranej! - krzyknęłam w kierunku Kłosa, który się tylko uśmiechnął. Chyba mnie nie poznał. 
- Tu jesteś wszędzie Ciebie szukam. - usłyszałam za plecami. - Wiki to Monika, moja narzeczona. - i w ten oto sposób Andrzej wbił w moje serce milion małych, ostrych noży. 
- Miło mi ciebie poznać. Monika jestem. - blondynka wyciągnęła w moim kierunku rękę. Stałam przez chwilę nie ruchomo. Nie wierzyłam w to. Czułam jak w moich oczach gromadzą się łzy. 
- Wiktoria. - uścisnęłam jej dłoń. - Muszę już lecieć.- powiedziałam i nie czekając na nic szybko wyszłam z hali. Kiedy znalazłam się na zewnątrz wybuchałam płaczem i pobiegłam w stronę hotelu. 
Siedziałam na łóżku i płakałam. Jak mogłam być taka naiwna? Myślałam, że on na mnie poczeka? Nie doczekanie!! Właśnie szłam do łazienki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Pewnie ktoś z obsługi pomyślała. Otarłam szybko łzy i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Andrzeja 
- A co ty tutaj robisz?- zapytałam ze zdziwieniem
- Możemy porozmawiać?
- Wejdź. 
Usiadłam na łóżku, a on naprzeciwko mnie. 
- To o czym chcesz rozmawiać?- zapytałam po chwili ciszy.
- Opowiadaj co działo się przez ten rok w twoim życiu.
- Jeśli chodzi o narkotyki to możesz być spokojny. Jestem czysta, nie biorę. 
- To dobrze. A czemu się nie odzywałaś?
- A po co?
- Przecież obiecałaś. 
- Andrzej nie oszukujmy się. Ty masz teraz swoje życie, ja wracam jutro do Londynu, więc nie ma po co rozmawiać o przeszłości.
- Jak to do Londynu?
- Pracuję i mieszkam tam teraz. - cisza - No i dziękuję, że mnie posłuchałeś i ułożyłeś sobie życie. Monika to pewnie super dziewczyna, skoro już się jej oświadczyłeś. Na kiedy planujecie ślub?- Andrzej świdrował mnie wzorkiem i czułam, że zaraz odkryje, że wcale nie jestem zadowolona z tej sytuacji.
- Kiedy wracasz do Polski?
- Nigdy. Nic mnie już tutaj nie trzyma...

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
Wiktoria bardzo się zmieniła, ale jej oczy nadal są takie same, czyli pełne smutku. Chociaż żeby to teraz dostrzec trzeba długo jej się przyglądać. Nauczyła się to ukrywać. Gdy powiedziała, że nie wraca do Polski na stałe poczułem ukłucie w serce. Gdy tylko zobaczyłem ją w ten na meczu moje uczucia do niej od razu odżyły. Nie oszukujmy się byłem z Moniką, aby zapomnieć o Wiktorii. Teraz kiedy ona jest tak blisko mnie nie mogę pozwolić znowu jej uciec. Zbliżam się do jej twarzy i składam delikatny pocałunek. Ona nie pozostaje mi dłużna...


________________________________________________________________
Nie, nie, nie! To nie miało tak wyglądać ;( Przepraszam ;/
Jakoś nie mogłam się zebrać do stworzenia tego rozdziału, ale jakoś, po wielu trudnych chwilach udało mi się i coś napisałam.
Dziękuję za wyświetlenia i komentarze :*

Wszystkiego najlepszego z okazji naszego święta kochane :*

Trzymajcie się. Kalora ;)

Jeszcze dwa rozdziałki ;(

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 7.

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
- Nie ma mowy! Nie zamieszkam z Tobą w Bełchatowie!- denerwuje się, kiedy Andrzej oznajmia mi jakie ma plany w stosunku do mnie
- Przecież nie zostaniesz w tym domu. Słyszałaś Ryśka powiedział żebyś zmieniła otoczenie.
- Wiem. Ale nie chcę Ci się zwalać na głowę. Już i tak wystarczająco mi pomogłeś 
- I nadal chcę Ci pomóc. A teraz tyle nie gadaj tylko zapakuj rzeczy. Jedziemy do Bełchatowa.- powiedział stanowczo. Nie chciałam się mu sprzeciwiać, bo wiedziałam, że i tak nie wygram. 

Jestem po odwyku. Przed Andrzejem udaję, że pobyt w ośrodku mi pomógł. Coś w tym na pewno jest, ale ja nie czuję się zdrowa, nie czuję się wyleczona z nałogu. Wiem jednak, że już nigdy nie sięgnę po działkę bo to nie ma sensu. Uświadomiłam sobie, że w braniu narkotyków najlepsze jest to, że wystarczy działka lub tabletka i świat od razu staje się lepszy. Wszystkie problemy znikają, przestają istnieć. Czujesz się wspaniale. Zapominasz o wszystkim. Liczy się tylko teraźniejszość, chwila obecna. Jednak po pewnym czasie nadchodzi moment powrotu do rzeczywistości. Problemy stają się dwa razy większe. Wszystko zaczyna cie przytłaczać. Marzysz wtedy tylko o powrocie do tego idealnego i perfekcyjnego świata. I tak jest w kółko. Zmienia się tylko to, że musisz zaćpać, żeby pozbyć się tego kurewskiego bólu, który rodzi sie w twojej głowie i rozsadza cię na małe kawałki. Możesz dalej brnąć w to świństwo lub zmobilizować się i stawić temu czoła, dzięki czemu może uda Ci się przenieść chociaż cząsteczkę tego idealnego świata do rzeczywistości. W ośrodku często rozmawialiśmy o ćpaniu. Wspominaliśmy kto co brał, jak to się zaczęło. Wbrew pozorom są to dobre wspomnienia. Ale wiem też, że przez heroinę zmieniłam swoje życie w takie śmierdzące bagno, z którego już wychodzę. Zaczynam walkę o samą siebie.A przynajmniej takie mam wrażenie. 


Przez mój pobyt w Bełku widzę, że popsuły się relację Andrzeja z jego kolegami. Chciałabym, żeby spędzał z nimi więcej czasu ale on jest uparty i każdą wolną chwilę spędza ze mną. Podoba mi się to. Naprawdę potrzebuję obecności drugiej osoby, bo samotność, którą przecież kiedyś tak uwielbiałam i wręcz pragnęłam, teraz jest dla mnie okropną udręką. Akurat teraz kiedy Andrzej jest na treningu naszła mnie taka straszna ochota, żeby zaćpać. Wiktoria! Nie możesz! powtarzam w myślach. No kurde nie wytrzymam. Jestem taka beznadziejna. Nie, nie zniszczę życia Andrzejowi. Muszę jak najszybciej zniknąć. W pospiechu wkładam do torby to co wpadnie mi w ręce, spoglądam w ostatni raz na mieszkanie i wybiegam trzaskając drzwiami. A w mojej głowie jest tylko jedna myśl...


Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA

Trener dał nam trzy dni w wolnego. Postanowiłem., że zabiorę Wiktorię na grób jej mamy. Ostatnio mówiła, że bardzo chciałaby tam pojechać. 
- Cześć Wiki! Mam super wiadomość. - mówię wchodząc do domu. rzucam torbę w kąt i teraz powinienem usłyszeć głos dziewczyny jednak odpowiada mi głucha cisza. Wchodzę do kuchni, salonu, łazienki i pokoju  nigdzie jej nie ma. Próbuję się do niej dodzwonić ale telefon oczywiście leży na blacie w kuchni. Do jasnej cholery gdzie ona może być? denerwuję się. Może poszła na jakiś spacer albo zakupy? Kilka godzin później nadal jej nie ma i nagle dostaję olśnienia. W pośpiechu wsiadam do samochodu i pędzę w dobrze znanym mi kierunku. 

Z PERSPEKTYWY WIKTORII

- Cześć mamo, przepraszam, że tak długo Ciebie nie odwiedzałam. - mówię siedząc przed grobem mamy. - Tak bardzo chciałabym, żebyś tu była. Strasznie mi Ciebie brakuje. - moje łzy mieszają się z padającym deszczem. - Tyle rzeczy chciałabym Ci powiedzieć. Mamo, tak bardzo chcę żebyś mnie przytuliła. - mówię i jednocześnie czuję jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Obracam się i widzę Andrzeja. Nie wiele myśląc wtulam się w niego najmocniej jak tylko mogę. Kilka chwil później siedzę w jego samochodzie.
- Dlaczego to zrobiłaś?- pyta z wyrzutem
- Muszę zniknąć. Nie mogę już dłużej psuć twojego życia. 
- Niczego nie niszczysz.
- Niszczę! Nie zaprzeczaj! - odpowiada mi głucha cisza - Czego Ty tak naprawdę ode mnie chcesz? Czemu mi pomagasz? 
- Bo kiedyś właśnie przez narkotyki straciłem ważną dla mnie osobę. - odpowiada po chwilii
- Aaa no tak teraz rozumiem. 
- Niczego nie rozumiesz. Gdybym wtedy przy niej był może teraz by żyła!
- Aha, czyli, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia pomagasz mi? - nie wierzyłam, że Andrzej robi to tylko, żeby odkupić swoje winy
- Na początku tak było. - nie no tego już za wiele! Chcę wysiąść z samochodu jednak on łapię mnie za rękę i mówi - Wysłuchaj mnie do końca!
- Zostaw mnie!- mówię i wysiadam, zmierzam przed siebie. 
- Najlepiej uciekaj od problemów tak jak zawsze!. - nie wierzyłam, że on to powiedział. Zatrzymałam się i wtedy usłyszałam - Kocham Cię Wiktoria! Kocham! Rozumiesz? Może na początku chciałem pozbyć się wyrzutów sumienia za to, że zostawiłem Magdę i pomoc Tobie miała być rekompensatą. Jednak wszystko się zmieniło. - zbliżał się, a ja nadal stałam nieruchomo - Zakochałem się. Cały czas o Tobie myślę. Wcale nie zepsułaś mi życie. Ty jesteś właśnie elementem, którego bardzo potrzebuję, żeby żyć! - i w tym momencie poczułam jego wargi na moich. Andrzej całował tak powoli czekając na moją reakcję, a ja odepchnęłam go powoli. Patrząc w oczy powiedziałam - Wiesz Andrzej. Zostaw mnie w spokoju. - te słowa Go zdziwiły. - Spełniłeś swoją misję, nie ćpam już, żyję. Więc daj mi w końcu święty spokój. - założyłam kaptur i szłam oszołomiona natłokiem myśli. 
- Myślałaś, że tak łatwo pozwolę Ci odejść?! - biegł za mną 
- Andrzej mam dość. Zostaw mnie. - popłakałam się z bezradności - Dajcie mi wszyscy święty spokój. Nie jestem zdrowa, rozumiesz?! Terapia wcale mi nie pomogła . Do końca życia będę ćpunką. Jestem nikim, a Ty mi mówisz, że mnie kochasz? Ty, Andrzej Wrona środkowy Reprezentacji Polski i PGE Skry, siatkarz pełen ambicji, bez problemów, posiadający kochającą rodzinę, zakochał się w ćpunce?! - krzyczę
- Wiktoria..
- Nie, Andrzej! Wysłuchaj mnie. Ty mnie nie kochasz, bo to jest po prostu nie możliwe.
- Nie rozumiesz tego, że chcę Ciebie?! Osobę, która nieustannie walczy, żeby znowu nie wpaść w nałóg. Kurde Wiki to właśnie za tą twoją wewnętrzną siłę Cię cenię.
- Tylko w ogóle słyszysz co mówisz? Jestem słaba! - krzyczę -  Nie możemy być razem, przepraszam. Pozwól mi odejść. - widzę ogromny smutek w jego oczach. Andrzej trzyma mnie w pasie i nie chce przepuścić - Andrzej, proszę. 
- Pamiętaj, że jak coś się będzie działo możesz do mnie zawsze zadzwonić, przyjechać cokolwiek. Daj znać co się u Ciebie dzieje. Obiecaj. - świdrował mnie wzrokiem
- Obiecuję. - odpowiedziałam, ze łzami na policzkach odeszłam. Szłam przed siebie i z każdym kolejnym krokiem oddalającym mnie od Andrzeja pragnęłam wrócić, rzucić mu się w ramiona i złożyć pocałunek. Nie mogłam tego zrobić. Musiałam dać mu możliwość na życie, z kimś lepszym niż ja.

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA

Stałem i patrzyłem jak miłość mojego życia odchodzi. Zostawia mnie samego. Nigdy więcej już nie wróci. A ja.. A ja nie mogę już nic zrobić, nie mogę jej zatrzymać. 


_______________________________________________________________
No i w końcu coś ciekawego zaczęło się dziać. Mam nadzieję, że spodoba się wszystkim czytającym :) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeszcze tylko 3 rozdziały.... 

Pozdrawiam i do następnego, Kalora ;*

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 6.

Już od kilku dobrych dni zastanawiam się czy znowu nie pójść na terapię do ośrodka. Mam  już dość tego wszystkiego, muszę w końcu wyrzucić z siebie to okropne świństwo, które wysysa ze mnie wszystko jak złośliwy upiór. Nadszedł czas żeby w końcu dorosnąć i zmierzyć się z problemami. 


 Schodzę powoli po schodach i zmierzam do salonu, gdzie siedzi Andrzej i z zainteresowaniem czyta gazetę. Niepewnym krokiem podchodzę i siadam naprzeciwko niego. Siatkarz nawet nie darzy mnie maleńkim zerknięciem. 
-Andrzej, możemy porozmawiać?- zapytałam z nadzieją w głosie. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem ale odpowiedział, że tak. Przez chwilkę wahałam się czy chcę mu o wszystkim powiedzieć. W końcu się odważyłam. - Na początku chciałabym przeprosić. Zachowuję się okropnie w stosunku do Ciebie. - spojrzałam mu w oczy.
- No nie zaprzeczę. Miła to raczej nie jesteś. - dodał z lekkim uśmiechem.
- To wszystko mnie po prostu przerasta. Przepraszam. - pierwsza łza pojawiła się na moim policzku.- Mam do Ciebie prośbę. 
- Słucham. - odpowiedział i znalazł się obok mnie.
- Potrzebuję twojej pomocy. Naprawdę chce się wyleczyć. Zawieź mnie do ośrodka. - milczał - Obiecuję, a nawet przysięgam, że tym razem na pewno nie ucieknę. Przejdę całą terapię od początku do końca. Uwierz mi ja się chcę wyleczyć.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że o to właśnie mnie prosisz. - przytulił mnie. 
- Zrozumiałam, że przez narkotyki zniszczyłam sobie życie. 
- Pamiętaj, zawsze będę przy Tobie. 
- Dziękuję. - dałam mu całusa w policzek. - Mam jeszcze jedną prośbę. 
- O co chodzi? 
- Zetniesz mi włosy. - dodałam z uśmiechem
- Co?! Żartujesz?!
- Nie, mówię poważnie, zetnij mi włosy.
- Ale dlaczego? 
- Bo chcę naprawdę wszystko zmienić. 
- No dobra, jeżeli tego właśnie chcesz to chodź do łazienki. 
I takim oto sposobem kilka chwil później byłam łysa. Każdy włos, który znajdował się na ziemi symbolizował moje oczyszczenie. Zrzuciłam z siebie wszystkie błędy z przeszłości. Pozbyłam się wszelkich lęków. Czułam się taka lekka, taka wolna, w pewien sposób szczęśliwa.
- To zaczynam nowych etap w życiu. - uśmiechnęłam się do nowego odbicia mnie w lustrze. 
Jeszcze tego samego dnia wieczorem Andrzej zawiózł mnie do ośrodka. 
- Witam. - powiedział Rysiek. - Widzę, że ty razem to jesteś przygotowana na zmiany. - uśmiechnął się na widok mojej nowej fryzury. 
- Od czegoś trzeba było zacząć. - powiedziałam i udałam się na rewizję, a następnie zostałam zamknięta w białej sali. Przez drzwi spojrzałam na Andrzeja, w jego oczach znowu zobaczyłam iskierki nadziei. Wyleczę się, będę zdrowa dla ciebie, pomyślałam. 

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
- Myślę, że tym razem Wiktoria naprawdę przejdzie całą terapię. - powiedziałem Ryśkowi.
- Też mam taką nadzieję. 
- To kiedy będę mógł ją odwiedzić?
- W najbliższym czasie musimy odizolować ją od środowiska, w którym przebywała. Więc myślę, że za jakieś 2-3 tygodnie powinno być z nią w miarę okej i wtedy będzie dobry moment żeby ją odwiedzić. 
- Rozumiem.
- Radze jeszcze żebyś przeszukał dom i pozbył się jakichkolwiek narkotyków jakie tam znajdziesz. Tak na wszelki wypadek. 
- Dobrze tak zrobię. Proszę mnie informować o jej stanie. 
- Jesteśmy w kontakcie. Do widzenia. 
- Do widzenia. 

Po powrocie do domu swoje kroki skierowałem do pokoju Wiktorii. Otworzyłem drzwi, moim oczom ukazała się ciemność. Podszedłem do okien i odsłoniłem zasłony, żeby wpuścić trochę światła. Na podłodze leżało pełno opakować po strzykawkach, igłach, puste woreczki pewnie po heroinie albo innych narkotykach. Na łóżku leżały zapalniczki, puste pudełka po papierosach i łyżeczki. Ubrania były porozrzucane na podłodze. Zabrałem się za ogarnięcie tego syfu. Kiedy odsunąłem łóżko zauważyłem pod nim karton. Otworzyłem go. Były w nim medale, puchary, sprzęt siatkarski, zdjęcia Wiktorii z meczy. Była na nich taka szczęśliwa. W jej oczach były iskierki radości. Taką właśnie chciałbym Ciebie poznać, pomyślałem i dalej przeszukiwałem pokój w znalezieniu narkotyków. Na szczęście niczego nie znalazłem. Natknąłem się jeszcze na zdjęcie, na którym była Wiktoria, jej mama i Patrycja. Właśnie Patrycja. Postanowiłem do niej zadzwonić. Opowiedziałem jej o obecnej sytuacji siostry, a ona powiedziała, że nie interesuje jej to. Próbowałem nakłonić ją do powrotu, jednak ona stanowczo odmówiła. Nie mogłem jej do niczego zmusić. Przykro mi, że odwróciła się od swojej jedynej rodziny. Jednak nie mi ją oceniać, bo przecież ja nic lepiej nie zachowałem się kilka laty wcześniej. Wieczorem zadzwoniłem do Kłosa i następnego dnia umówiliśmy się na spotkanie, muszę mu w końcu wszystko dokładnie wytłumaczyć. 


_________________________________________________________
Przepraszam, za to coś u góry. To nie tak miało wyglądać ale cóż... :// może komuś się spodoba. 
I już  nie jest tak przygnębiająco :) Wiktoria zdecydowała się na odwyk, tylko czy znowu nie ucieknie, jak myślicie? 
Ten tydzień był mega mega ciężki, sama się dziwię jak to wszystko wytrzymałam -.-
Towarzyszyła mi pewna przyśpiewka HEJ JASTRZĘBIE!!! i tak w kółko z racji tego, że 15 lutego byłam na meczu. Moja kolekcja autografów wzbogaciła się nieco XD 
A wam jak minął tydzień? :)
 Dziękuję  za wyświetlenia i komentarze :* 
Pozdrawiam, Kalora :* 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

PS. JESZCZE 4 ROZDZIAŁY DO KOŃCA.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 5.

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Kurde, trochę mnie poniosło i wtedy w dworcowej toalecie władowałam sobie za dużo i odleciałam. Obudziłam się w szpitalu. Oczywiście miałam przymusową terapię, po której "dobrowolnie" poszłam na odywk. Pierwszy dzień w ośrodku był okropny. Nie chciałam poznawać innych ludzi z problemami podobnymi do moich. Pierwsze dwa tygodnie spędziłam na tzw. białej sali. Całe dnie leżeliśmy w tych łóżkach i nic nie robiliśmy. Tylko trzy razy dziennie dostawaliśmy zastrzyki, po których kompletnie nic nie czułam, a w myślach była czarna dziura. Następnie przeszłam do sali, gdzie dwa razy dziennie odbywała się grupowa terapia. Każdy musiał opowiedzieć swoją historię. Nie wytrzymałam tego natłoku wspomnień, który wzbudził we mnie Rysiek (terapeuta). Uciekłam. Oczywiście Andrzej od razu zmusił mnie żebym tam wróciła, a ja tego tak bardzo nie chciałam. Nie miałam siły się z nim sprzeczać. I tak przez kolejny prawie miesiąc udawałam, że wszystko jest dobrze aż do momentu kiedy nadeszła mnie ogromna ochota na heroinę. Znowu uciekłam. Tym razem nie wróciłam do domu. Odnowiłam dawne kontakty i wpadłam w ciąg. W między czasie Patrycja wyjechała i zostawiła mnie bez słowa wyjaśnień. 

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA 
Gdy tylko zobaczyłem Wiktorię pierwszy raz czułem, że muszę jej pomóc. Przypomniałem sobie sytuację sprzed kilkunastu lat. Miałem wtedy 18 lat, a Magda była rok młodsza. Byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. Przynajmniej ja tak uważałem. Magda nigdy nie lubiła rozmawiać o swoich problemach, była strasznie zamknięta w sobie. Kiedy nie odzywała się do mnie przez ponad tydzień zacząłem się strasznie martwić. Pojechałem do niej do domu. Niestety nikogo nie było. Postanowiłem jednak poczekać. Po chwili zauważyłem Magdę w bramie. Ledwo co trzymała się na nogach. Była pijana i naćpana. Naprawdę chciałem jej pomóc, ale ta cała sytuacja mnie przerosła. Uciekłem, zmieniłem klub i zerwałem z nią kontakt. Po czasie dowiedziałem się, że Magda umarła z przedawkowania. Byłem na siebie cholernie zły. Obwiniałem się. Gdybym jej wtedy nie zostawił, gdybym z nią był pewnie to wszystko wyglądałoby inaczej. Obiecałem sobie, że jeżeli na mojej drodze znowu stanie osoba, która będzie miała problem z narkotykami, za wszelką cenę będę starał się jej pomóc. I spotkałem Wiktorię. Nie pozwolę, że narkotyki po raz drugi odebrały mi osobę, na której strasznie mi zależy. 

Z PERSPEKTYWY WIKTORII
- Czemu znowu ćpasz? - zapytał Andrzej
- Przestań. Chcę iść spać.- byłam naprawdę bardzo zmęczona, a on robi mi jeszcze wyrzuty
- Dlaczego uciekłaś z ośrodka?  Przecież tylko tam mogą cię wyleczyć! 
- Posłuchaj mnie! Choć raz mnie posłuchaj.Tylko mi nie przerywaj.- zaczęłam mówić. - Czuję jak coś się zmienia. Czuję zmianę wewnątrz siebie. Chcę spojrzeć na siebie w lustrze i nie widzieć tego co tkwi we mnie w środku. Chcę się pozbyć tej ciągłej  potrzeby zaćpania. Przez narkotyki zniszczyłam sobie życie. Ale czy aby na pewno? Przecież to właśnie przez nie poznałam Ciebie. Jako jedyny nadal przy mnie jesteś, kiedy znowu wpadłam w ciąg. Stoisz obok i patrzysz na mnie. Kiedyś w twoich oczach widziałam nadzieję, teraz jest tam tylko rozczarowanie. Jestem okropna. Wszystko i wszystkich niszczę. Wszystko psuję. Nie chcę żebyś patrzył jak staczam się na samo dno oceanu. Już dwa razy próbowałeś mnie wyciągnąć, prawie ci się to udało, ale ja była uparta i pragnęłam wrócić do mojej przystani na dnie oceanu. Przez dłuższy czas panował w niej spokój i harmonia. Pewnego rodzaju ład stworzony przeze mnie. Harmonogram mojego funkcjonowania opierał się na podgrzaniu łyżki z herą, napełnieniu strzykawki i wbiciu się w zgięciu na lewej ręce. W pewien sposób czułam się bezpiecznie. Dziwne, nie? A Ty teraz od jakiegoś czasu próbujesz skierować mnie do swojego portu. Może ja wcale nie chce tam być?! Może moja przystań na dnie jest moim portem, jest moim bezpiecznym miejscem, jest moją Arkadią?! Czy ktoś kiedykolwiek pomyślał o mnie? Czy kiedykolwiek zapytałeś się mnie o to co czuję?! Nie! Najważniejszą rzeczą było pozbawienie się problemu, pobawienie się mnie! Może ja tak naprawdę nie chcę się wyleczyć?! Po co mi ten pieprzony odwyk? Po co mam być "zdrowa"? Ah tak, abyś Ty nie miał wyrzutów sumienia! Moje uczucia nie mają znaczenia! Liczysz się tylko Ty! A ja? Co ze mną? Patrzysz na mnie ale nie widzisz tego co we mnie tkwi. A może po prostu nie chcesz tego widzieć?! Kto w tej całej sytuacji jest najbardziej poszkodowany?! Ja?! Nie, nie żartuj. Oczywiście, że TY! Przecież Pan Idealny poświęca swój cenny czas na "pomaganiu" ćpunce, która cały czas ćpa., która została opuszczona przez rodzinę, która nie ma przyjaciół, która jest beznadziejna. I która jest cholernie SAMOTNA! Ale powiem Ci jednouwielbiam tą moją samotność. Mam tylko jedna prośbę: NIE WPIERDALAJ SIĘ I DAJ MI SPOKOJNIE EGZYSTOWAĆ W MOJEJ PRZYSTANI NA DNIE OCEANU, gdzie teraz jestem i pewnie zostanę już do końca. Zrozum dla mnie nie ma już szans na nowe życie. - powiedziałam i zostawiłam Andrzeja, widać było, że był w ogromny szoku. Skierowałam swoje kroki do pokoju i zasnęłam. 


____________________________________________________________
I jesteśmy już w połowie :). Przepraszam za wszelkie literówki i błędy, ale nie mam już sił, żeby to poprawić. Chyba trochę nie wpasowałam się tym rozdziałem w walentynkowy klimat ale WHO CARES? :D
Chcę bardzo podziękować za liczbę wyświetleń 1173 O_o. Jestem mile zaskoczona. Gorące buziaki dla tych, którzy tutaj zaglądają i komentują ;***********************************

PS. Mam już dosyć tego wszystkiego. Pierdole wszystko...

Pozdrawiam, Kalora :*

PS. Komentujcie, bo to naprawdę strasznie motywuje :) :*

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 4.

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ 
Jestem pod ciągłą opieką, a raczej kontrolą, Patrycji i Andrzeja. Pilnują mnie na zmianę. Nie mogę sama wychodzić z domu, a już powoli kończy mi się hera. Wstrzykuję sobie małe dawki, żeby normalnie funkcjonować. robię to po kryjomu w łazience. Nie wbiłam się już w żyły na przedramionach, przerzuciłam się na stopy. Przynajmniej oni niczego nie zauważą. Ta ich ciągła chęć pomagania mi, kontrolowania i spędzania ze mną czasu powoli mnie, że tak delikatnie powiem WKURWIA!!! Ja po prostu uwielbiam pobyć trochę w samotności, bo tylko wtedy tak naprawdę mogę przenieść się do mojego perfekcyjnie ułożonego świata. 
Patrycja wyszła do pracy, więc dzisiaj moją nianią jest Andrzej. 
- Mogę? - słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju. 
- No jak musisz. - odpowiadam, a on siada naprzeciwko mnie na łóżku. 
- Musimy porozmawiać.
- Jeżeli chodzi ci o to czy sobie władowałam to spokojnie mogę ci pokazać ręce. - podwijam rękawki od bluzy
- Nie o to chodzi. - przerywa mi. - W sobotę gramy w Energii mecz z Resovią.
- I co z tego?
- No i akurat w ten dzień twoja siostra musi być w pracy..
- A ja nie mogę zostać sama w domu.- przerywam mu
- Pojedziesz ze mną, wyrwiesz się stąd, poznasz chłopaków. Zgódź się. 
- A czy mam jakieś inne wyjście?- pytam z ironią
- Wiktoria..
- Andrzej, nie rozśmieszaj mnie, dobrze? Przecież i tak wiesz, że z tobą pojadę więc po co się mnie pytasz?
- Uspokój się.
- Jestem bardzo spokojna.
- Dlaczego my nie możemy normalnie porozmawiać? 
- A o czym mamy rozmawiać? O tym dlaczego ćpam? 
- Chciałbym się dowiedzieć jak to wszystko się zaczęło. Chciałbym ci pomóc. 
- Mówiłam ci już coś na ten temat. A teraz wyjdź. Chcę być chociaż przez 5 minut sama do cholery! - krzyczę. Gdy Andrzej wyszedł szybko sięgnęłam do torebki i zrobiłam sobie zastrzyk. 
Następnego dnia musiałam wstać wcześnie rano, ponieważ pan idealny musiał zdążyć na popołudniowy trening. W pośpiechu wpakowałam do torby kilka rzeczy na zmianę, kosmetyki, dwie strzykawki, dwie ostatnie działki. Przez noc przygotowałam sobie plan, który, mam nadzieję, uda mi się zrealizować. 
Koło godziny 13 byliśmy na miejscu. Andrzej wziął torbę treningową i 15 minut później byliśmy już przed Energą. 
- Idź usiądź na trybunach, a ja się szybko przebiorę i przedstawię cię chłopakom. 
- Spoko. 
Kiedy weszłam na halę przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone na boisku. Litry potu wylane na treningach, emocje podczas meczy, godziny spędzone na dopracowywaniu zagrywki i ataków. Tak cholernie za tym tęsknie.. Usłyszałam siatkarzy wchodzących więc szybko otarłam spływające po moich policzkach łzy. 
- Chłopaki, a to jest właśnie Wiktoria.
- Cześć wszystkim. - zmusiłam się na uśmiech, po chwili znałam już wszystkich zawodników Bełchatowskiej Skry. Kolejne dwie godziny spędziłam na trybunach. W mojej głowie pojawiały się obrazy związane z siatkówką. Pierwszy raz od dłuższego czasu pragnęłam znowu wyjść na boisko, pragnęłam grać. Wiedziałam jednak, że nie mam już szans na powrót.

SOBOTA, DZIEŃ MECZU 
Hala wypełniona kibicami w żółto-czarnych strojach skacze z radość. Skra pokonała Resovię i jest liderem w tabeli. 
- Wiki chodź! - słyszę Andrzeja i posłusznie wchodzę na boisko. 
- To jest Pit, a to Kosa. 
- Cześć, to ty jesteś tą Wiktorią o której tyle słyszałem, bardzo miło mi ciebie poznać. - uścisnęłam dłoń wysokiego blondyna 
- Rozumiem, że będziesz z nami świętować?- zapytał Kosa
- A czy twoja drużyna przypadkiem nie przegrała? - dodał Andrzej 
- Oj tam, źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, czy Wiktoria będzie u Kłosa.
- No oczywiście, że będę. - wymuszony uśmiech 
- Dobra, to w takim razie do zobaczenia później. 
- Słuchaj, poczekaj tutaj na mnie. Przebiorę się tylko i za 5 minut jestem. Nie ruszaj się stąd, ok?- zapytał Andrzej
- Spokojnie, poczekam. Trochę zaufania. - i znowu uśmiech - No idź się już przebrać, bo nie zdążymy na tą imprezę. 
- Za chwilkę jestem z powrotem. 
Gdy tylko upewniłam się, że siatkarz jest w szatni czym prędzej wybiegłam z hali. DZIĘKI CI BOŻE W KOŃCU JESTEM WOLNA! W KOŃCU SOBIE ZAĆPAM! Biegłam pod adresem, który dostałam od Bola, była to melina niedaleko dworca. Kupiłam sobie towar za kasę, którą udało mi się zaoszczędzić. Towar był najlepszej jakości. Zamknęłam się w dworcowej toalecie, napełniłam strzykawkę i poczułam ogromną ulgę.. Jestem w raju! pomyślałam.

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i poszedłem znowu na halę po Wiktorię. Wchodzę a tam pusto nikogo nie ma, oprócz ochroniarzy. 
- Przepraszam nie widział pan takiej dziewczyny w długich czarnych włosach, w czarnej kurtce? Miała tutaj na mnie poczekać, ale jej nie ma. 
- Była tu taka jedna, ale wybiegła stąd przed chwilą. 
No kurde! Nie wierzę!
- Ej co jest?- zapytał Kłos
- Wiktoria zniknęła, kurwa. 
- Na serio?
- Pewnie ćpa. 
 - Dobra stary musimy jej poszukać. 
- Tylko gdzie? 
- Objedziemy cały Bełchatów na pewno ją znajdziemy. 
Przez następne dwie godziny ja, Kłosu, Pit i Kosa szukaliśmy Wiktorii. Zrezygnowani pojechaliśmy na dworzec. Nie wiem co mnie natchnęło, ale postanowiłem sprawdzić toalety. Gdy otworzyłem drzwi do kabiny zamarłem. Zobaczyłem Wiktorię.. Leżała na podłodze, była strasznie blada, w przedramieniu miała wbitą strzykawkę. 
- Kurwa! Otwórz oczy!- krzyczałem, a ona nawet nie drgnęła. - Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?


_________________________________________________________________________
Tadam! Kolejny rozdział, akcja się trochę rozkręciła. Ciekawa jestem waszych opinii.
Wiem, że miałam dodać dopiero gdy będę miała po trójką przynajmniej 5 komentarzy, ale nie mogłam się powstrzymać :D Po za tym widzę, że nie chcecie tego komentować, więc zmuszać nikogo nie zamierzam. A opowiadanie na pewno dokończę. Mimo to pragnę podziękować tym kilku osobą, które zostawiły tutaj po sobie jakiś ślad. DZIĘKI DZIEWCZYNY TO NAPRAWDĘ DLA MNIE DUŻO ZNACZY :*

A piosenka, która natchnęła mnie do napisania tego czegoś na górze to MYSLOVITZ - DŁUGOŚĆ DŹWIĘKU SAMOTNOŚCI <3 :)

PS. Mam ogromną prośbe. Niech każdy kto to przeczyta pozostawi po sobie komentarz, ok? ;)

No to chyba wszystko, także ten
Pozdrawiam, Kalora ;*

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 3.

Wiesz co jestem okropna.
Wiesz co jestem straszna. 
Wiesz co mam siebie dosyć.
Wiesz co JESTEM DZIWKĄ! JESTEM SZMATĄ!
Wiesz dlaczego? No tak, domyślasz się.. Puściłam się. Sprzedałam się. Byłam z jakimś oblechem po to, aby zdobyć kasę. Puściłam się dla niej, dla ukochanej HEROINY!!! 
Jestem nic nie warta. Nienawidzę samej siebie. Nie chce  na siebie patrzeć. Chce wyjść poza siebie!! Mam dość, mam dość tego wszystkiego. Mam dość tej ciągłej i pieprzonej chęci zaćpania.. 

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
- Stary, gratuluję MVP. Zasłużyłeś na to.
- Dzięki Karollo.
- Musimy to uczcić wieczorem.
- No wiadomo.
Jak zawsze wychodzimy ostatni z szatni. Po piękny trzysetowym boju pokonujemy miejscową drużynę z Gdańska i jesteśmy liderami Plusligii. W dobrych humorach zmierzamy do autokaru, który znajduje się przed Ergo Areną. Kłos razem z Włodim planują jak spędzimy wieczór, kiedy ja dostrzegam JĄ na krawężniku. Przypomina mi się widok z przed kilkunastu lat. Bez namysłu podchodzę do niej. 
- Przepraszam, co się stało? - kucam przed nią.
- Wszystko się spierdoliło. - odpowiada i bierze potężny łyk wódki. 
- Daj mi to. - wyciągam z jej dłoni prawie pustą butelkę po alkoholu. Dziewczyna patrzy na mnie, a jej oczy są szklane i puste. Jest naćpana. Nie mogę jej teraz zostawić. Muszę pomóc.
- Chłopaki, wracajcie do autokaru. Wrócę później do hotelu.- oni protestują jednak nie słucham ich, zwracam się do dziewczyny -  Gdzie mieszkasz? - jednak tym razem nie odpowiada mi. Ku mojemu zdziwieniu przytula się do mnie. Czuję jaka jest drobna, czuje jaka jest słaba. Nagle dzwoni jej telefon. Odbieram go, dzwoni jej siostra, podaje mi adres i prosi żebym ją odwiózł. Chwilę później wysiadam z taksówki i niosę dziewczynę na rękach do domu. 
- Dziękuję, że się nią zaopiekowałeś. Gdyby nie ty, to nie wiem co by się z nią działo.- mówi Patrycja
- Nie musisz mi dziękować. Długo już ćpa?
- Z jakiś rok. Załamała się po śmierci mamy i po tym jak przez kontuzję musiała zrezygnować z profesjonalnej gry w siatkówkę. Wiki była najlepszą środkową. A teraz... Teraz tylko ćpa. Wpadła w nałóg. Jest z nią coraz gorzej, chociaż ona usilnie twierdzi, że to wszystko kontroluje. Jednak ja widzę, że uzależniła się. Nawet próbowałam z nią o tym porozmawiać, zawsze jednak kiedy poruszałam ten temat ona wpadała w złość. Nic do niej nie dociera. Jestem już bezsilna. 
- Nie martw się. Pomogę jej z tego wyjść. 
- Dlaczego chcesz jej pomóc?

Z PERSPEKTYWY WIKTORII
Gdzie ja jestem? Ah tak to mój pokój, tylko jak ja się tutaj znalazłam? Czuję się strasznie źle. Za mało władowałam? Nie, zmieszałam narkotyki z alkoholem. Tak fatalnie nie czułam się jeszcze nigdy. Zaraz zwymiotuję... Nie zdążyłam do łazienki i wszystko poszło na dywan... Nie wiem ile jeszcze będę wymiotować, ale już nie mam siły. Chce mi się strasznie pić. To są chyba objawy odstawienia heroiny. Kurde, robię sobie sama oczyszczenie. Nie chce tego! Chce sobie władować! Gdzie moja kurta? Sprawdzam wszystkie kieszenie. Nie mam nic. Nie mam nawet jednego malutkiego grama. Nic!!! Kurwa, jestem skończona. Zdechnę, zdechnę we własnych wymiocinach..
- Masz wodę. - słyszę męski głos. 
- Dzięki. - biorę spory łyk, by po chwili zwrócić wszystko na moją podłogę. - nie patrz na to. Kim ty jesteś?
- Andrzej. Jesteś strasznie blada. Otworzę okno. 
- Strasznie mi gorąco. 
- Posiedzę z tobą. 
Nie wiem czy nowo poznany Andrzej został ze mną, bo jakimś cudem udało mi się zasnąć. Śniła mi się piękna, duża strzykawka, wypełniona do pełna HEROINĄ. Taką czyściutką herą. Słyszałam jak mnie woła. Już do ciebie idę! powtarzałam. Obudziłam się z jeszcze większą ochotą zaćpania. Chciałam wstać z łóżka, ale czyjaś ręka mnie powstrzymała. 
- Gdzie chcesz iść?- zapytał
- Nie twoja sprawa.
- Idziesz po heroinę. 
- Nie rozumiesz, że jak zaraz nie właduję sobie to oszaleję?!- krzyknęłam 
- Weź to. - dał mi tabletki. Połknęłam od razu całość. Kwas. Dał mi kwas. I że to niby ma mi zastąpić herę? Chyba oszalałeś pomyślałam.
 Przez następne dwa dni pociłam się strasznie. Było mi na przemian ciepło i zimno. Mój pot strasznie cuchnął. Jak zabite zwierzę. Śmierdziałam jak coś martwego i zgniłego. Już w sobotę czułam się o niebo lepiej. Mogłam już "normalnie" funkcjonować. Oczywiście od razu chciałam iść po działkę, ale po pierwsze nie mam ani grosza a po drugie Andrzej by mnie nie wypuścił z domu. 
- Już lepiej?- zapytał wchodząc do mojego pokoju. - Zejdź do kuchni, przygotowałem śniadanie. 
- A gdzie Patrycja? 
- W pracy.
- Tylko wezmę prysznic. 
Wzięłam zimny prysznic żeby się obudzić. Gdy suszyłam moje długie czarne włosy nie mogłam patrzeć na swoje odbicie. Byłam strasznie blada, chuda, miałam ciemne worki pod oczami, wzrok był pusty, niebieska barwa moich oczu stała się teraz szara i bez wyrazu. Gdzie podziała się dziewczyna sprzed roku? Pełna energii do życia. Szczęśliwa, mająca kochającą mamę? Siatkarka, która miała ambicje, aby dostać się do kadry narodowej? Co się z nią stało? Teraz jestem tylko odbiciem w lustrze bez nadzei i bez szans na lepsze życie. 
Kiedy zeszłam na dół Andrzej siedział w kuchni i czytał gazetę. Usiadłam naprzeciwko niego. 
- Wyglądasz dużo lepiej. Tak zdrowiej. - zaczął
- Co masz na myśli?
- To w jakim stanie zobaczyłem cię na krawężniku przed halą. Byłaś prawie nie przytomna.
- No i co z tego?
-Czemu się tak zachowujesz?
- Jak? Jak się zachowuję? Co ty możesz w ogóle o mnie wiedzieć? Nie znasz mnie więc mnie nie oceniaj!- krzyknęłam
- Uspokój się. – podszedł do mnie i złapał mnie za ręce
- Zostaw mnie! – chciałam się wyrwać
- Proszę pozwól sobie pomóc.- wpatrywał się we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami ze spokojem, a ja miałam kompletny mętlik w głowie.
- Człowieku, wcale mnie nie znasz a chcesz mi pomagać?!
- Tak, bo widzę jak to wykańcza się od środka!
- Nie potrzebnie marnujesz swój czas- powiedziałam- Mnie się nie da pomóc, rozumiesz? – stwierdziłam. On podszedł do mnie i tylko , mnie przytulił. W jego ramionach poczułam się cholernie bezpieczna. Po chwili poczułam, że moje oczy są niebezpiecznie wilgotne.


_________________________________________________________
Hej, mam dla was kolejny rozdział. Jest już Andrzej i teraz będzie Go coraz więcej :). 
Ostatni dzień ferii, a od poniedziałku znowu szkoła ;(. 
Kiedy w końcu będzie ciepło? Kiedy skończy się zima? Czy tylko ja mam jej dosyć? 

PS. Wiecie co? Jutro będę na meczu Lotosu Trefla Gdańsk z Asseco Resovią Rzeszów ;). Nie mogę się doczekać. 

PS2. Oczywiście zapraszam do komentowania, bo to naprawdę bardzo motywuje do pisania. Bardzo chciałabym podziękować LOLI za pierwszy komentarz. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele radości mi sprawiłaś. Dziękuję ;* 

PS3. KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ DOPIERO KIEDY BĘDĘ MIAŁA MIN. 5 KOMENTARZY!!! także ten, czekam na opinie ;)
a co mi tam, użyje szantażu :D 

Pozdrawiam, Kalora :*

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 2.

Piątkowego wieczora zmierzałam w dobrze znanym mi kierunku do naszego "raju".
- Cześć wszystkim. - powiedziałam i standardowo usiadłam obok Bola. Miałam dość dobry humor, bo już w domu wzięłam garść kwasu i spaliłam dwa jointy.
- Dzisiaj mam coś specjalnie dla ciebie. - chłopak pokazał mi woreczek z białym proszkiem - Będziesz po tym jeszcze silniejsza niż teraz. Daj rękę. - chwilkę wahałam się, ale podałam mu ją. Widziałam jak napełnia strzykawkę narkotykiem i powoli wbija igłę w moją żyłę. Poczułam lekki ból, jednak po chwili czułam się cudownie.
- Miałeś rację jest super! - krzyczałam z radości. Wszystkie moje problemy zniknęły. Znalazłam się w moim świecie, w moim własnym wymiarze.
Przez kilka tygodni miałam wystarczająco dużo pieniędzy na zakup kolejnej działki amfy. Nauczyłam się sama robić sobie zastrzyki, więc zaopatrzyłam się w potrzebny do tego sprzęt: strzykawki, igły, łyżeczki, świece, zapalniczki. Nie ładowałam sobie codziennie tylko tak co dwa lub trzy dni. Bolo miał dobrego dostawcę, którego towar był pierwszej jakości, był najlepszy i najczystszy.
***
Dziś mija rok od kiedy mama zginęła i rok od kiedy nie gram. Od rana nie wychodzę z pokoju. Wpadłam w ciąg a została mi tylko jedna działka amfy. Czym prędzej ładuję sobie w żyłę i biegnę w kierunku domu Bola. Kurde, za mało władowałam nie mam siły. Nic nie pomaga. Bo 5 minutach jestem na miejscu.
- Stary, pomóż mi! Daj mi coś. Za mało władowałam.
- Masz kasę?
- Mam. - zabrałam Patrycji z portfela.
- Siadaj i poczekaj chwilę.
- Tylko szybko, zaraz nie wytrzymam tego bólu.
Po chwili chłopak przyniósł mi pełną strzykawkę.
- To na pewno uśmierzy ból.
- Kurwa. - przeklinam, mam takie drgawki, że nie mogę trafić w żyłę.
- Daj. - Bolo bierze strzykawkę i po chwili czuje się o niebo lepiej. Ból ustąpił. Jest zajebiście.
Po kilku godzinach wracam do domu zaopatrzona w dwa woreczki heroiny. Tak heroiny, działa o wiele lepiej niż amfa. Mam w torebce jeszcze kilka tabletek kwasu więc chyba wystarczy mi na kolejne dwa dni. Otwieram drzwi do pokoju gdy naglę słyszę głos Patrycji:
- Wiktoria, zejdź na dół.
- Po co?
- Musimy coś załatwić. - szybko chowam woreczki do majtek i schodzę do salonu.
- Czego chcesz?- pytam. Siostra podchodzi do mnie i mi się przygląda.
- Ćpałaś.
- Nie co ci odbiło?
- To chyba twoje. - pokazuje mi strzykawkę
- Grzebałaś w moich rzeczach ? - krzyczę
- Dziewczyno, co ty robisz? Nie niszcz sobie życia. Popatrz na siebie jak wyglądasz, jesteś blada, chuda, oczy czerwone. Co się z tobą stało? Pomyśl co by czuła mama gdyby ciebie teraz zobaczyła.
- Mamy tutaj nie ma i już nigdy nie będzie. Nie wtrącaj się to jest moje życie, rozumiesz? Zostaw mnie w spokoju!- wrzeszczę i kilka sekund później jestem już w pokoju. Kurwa, jak ona mogła grzebać w moich rzeczach?! Od kiedy ona się mną interesuje?! No od kiedy?! Jestem na maksa wkurwiona. Muszę się uspokoić. Muszę sobie władować.

________________________________________________________________
Mamy drugi rozdział. W następnym pojawi się już Andrzej. Myślę, że to opowiadanie będzie miało tak ok 15 rozdziałów. Nie wiem czy komuś podoba się to co pisze, bo nikt nie komentuje. Wiem, że bohaterka mojego opowiadania nie jest typowa co w innych, ponieważ bierze narkotyki i uzależnia się od nich, ale zdecydowałam się przedstawić ten problem. Jakiś mój wewnętrzny głos namówił mnie do tego.  Bardzo jestem ciekawa co o tym sądzicie. Dlatego proszę, dajcie jakoś znać.

PS. Co myślicie o wczorajszym rozlosowaniu grup MŚ?

Pozdrawiam, Kalora ;*

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 1.

Od razu po wybudzeniu czekała mnie obowiązkowa terapia z psychologiem. Nie miałam siły, żeby z kimś rozmawiać o dręczących mnie problemach. Pani Danka pytała się mnie dlaczego chciałam odebrać sobie życie. Musiałam podać jej konkretny powód mojego działania. 
- A jak pani zachowałaby się na moim miejscu? Dla mnie życie nie ma już sensu. Nie mogę grać i nie mam mamy, więc po co mam żyć? -  mówiłam, a ona w kółko powtarzała to samo
- Wiktorio, jesteś silną dziewczyną. Wrócisz jeszcze do gry tylko musisz zmobilizować się na rehabilitacji. A ze stratą mamy musisz się pogodzić. - miałam jej po dziurki w nosie. 
Na szczęście po miesiącu opuściłam ten okropny szpital i zrezygnowałam dobrowolnie z terapii. Doszłam do wniosku, że sama muszę sobie z tym wszystkim poradzić. Na początku nie chciałam uczęszczać na rehabilitację, ale dla własnego dobra zdecydowałam się na nią. Chciałam chociaż odzyskać w jakimś stopniu sprawność. 
I tak oto od 6 miesięcy poruszam się już bez kul.Mogę grać jedynie amatorsko, ale nie chce tego. Czuję się strasznie samotna, straciłam kontakt z przyjaciółmi. Nie mam nikogo oprócz mojej siostry Patrycji. Wspiera mnie, ale ona przecież ma własne życie i nie mogę jej tak wykorzystywać. Całe dnie spędzam w domu. Oglądam zdjęcia i wracam do chwil wspólnie spędzonych z mamą. Często wspominam te momenty kiedy to ona najbardziej mi pomagała, zawsze była na moich meczach, zawsze była obok. A teraz jej nie ma. Nie byłam na jej grobie. Nie jestem jeszcze na to gotowa. Wpadałam w straszną monotonię. Wstaję, jem, oglądam tv, przeglądam albumy nie mam się nawet do kogo odezwać, bo siostra całe dnie spędza w pracy. Dlatego dzisiaj postanowiłam coś w sobie zmienić. Włosy z jasnego brązu przefarbowałam na czerń, w uszach pojawiło się kilka dodatkowych dziurek a w dłoni między palcami pojawił się papieros. Tak papieros, mimo tego, że byłam sportowcem od zawsze uwielbiałam palić. Kryłam się z tym, ale teraz to i tak nie ma sensu. 
 W momentach kryzysu to właśnie zaciągnięcie dymem jest jak ukojenie. Ale niestety również palenie przestało mi pomagać. Znalazłam inne, bardzo skuteczne rozwiązanie na poradzenie sobie ze strasznym bólem, samotnością i w pewnym stopniu odrzuceniem. 
***
Zmierzam przed siebie mam straszną ochotę na papierosa, ale moja awaryjna paczka została razem z torebką w domu. Zauważam w oddali grupkę chłopaków, czym prędzej podbiegam do nich i proszę o papierosa. Już po chwili dym pieści moje płuca. Dostaję również piwo i połykam kilka tabletek. Siadam pod murkiem zamykam oczy i czuję że spadam w czarną przepaść. Oddalam się od światła. Niechęcę spadać! Krzyczę, żeby mnie ktoś złapał. Jednak nikt nie reaguję. Spadam cały czas spadam. Ale przynajmniej nie czuję bólu. Chociaż tutaj. Nawet zaczyna mi się to wszystko podobać. Nagle w oddali dostrzegam znajomą postać. Tak rozpoznaję ją. To moja mama. Zbliżam się do niej, jest uśmiechnięta i szczęśliwa. Wyciąga do mnie rękę. Już zaraz złapię cię mamo! Mam już ją dotknąć gdy nagle mama zaczyna się oddalać. Mamo nie odchodź. Wróć. Krzyczę, jednak ona zniknęła całkowicie.
Obudziłam się w swoim łóżku, strasznie bolała mnie głowa. Nie pamiętałam nic z wczorajszego dnia. Zeszłam na dół do kuchni. Na stole znalazłam kartkę:
Wiktoria. Śniadanie masz w lodówce. Wrócę po południu, muszę załatwić sprawy związane z pogrzebem mamy.. zadzwoń do mnie jak się obudzisz. P.
Łzy spłynęły mi momentalnie po policzku. Poszłam do pokoju i zapaliłam papierosa. Nie byłam głodna, czułam tylko ogromną pustkę w sercu. Zadzwoniłam do siostry. Poprosiła żebym zrobiła zakupy. Nie protestowałam, przy okazji kupię papierosy, pomyślałam.
Gdy wychodziłam ze sklepu zobaczyłam Bola. Poprosiłam go o kolejną działkę. Znowu chciałam spotkać się z mamą.
***
I w ten oto sposób to wszystko się zaczęło. Narkotyki w tamtym czasie były moim jedynym lekarstwem na wszystko. Nie pamiętam nic z pogrzebu mamy. Miałam wszystko i wszystkich gdzieś. Cały czas byłam na haju. Cały czas żyłam w świecie pozbawionym zmartwień i bólu. Codziennie wracałam do domu po nocach. Imprezowałam, ćpałam, piłam i tak w kółko. Liczyło się dla mnie tylko to jak zdobyć kasę na narkotyki. Nie umiałam już bez nich funkcjonować. Na początku zaczęło się niewinnie od kilku tabletek kwasu pod językiem, potem przerzuciłam się na maryśkę i haszysz. To mi wystarczało, dopóki nie poznałam smaku mocniejszych narkotyków.  

___________________________________________________________
Mamy pierwszy rozdział.. Mam nadzieję, że ktoś w końcu odważy się skomentować moje marne wypociny. Śmiało nie gryzę :D
Z racji tego, że przede mną ostatni tydzień ferii ( ;C ) w następnym tygodniu pojawią się może dwa kolejne rozdziały. 

Dzisiaj mecz SKRA - ZAKSA, oczywiście trzymamy kciuki za Bełchatowian :) 

Pozdrawiam, 
Kalora ;*

piątek, 24 stycznia 2014

Prolog

Zastanawiałaś się kiedyś jak czuje się osoba, która jest niemal u szczytu kariery siatkarskiej jednak przez niefortunne zderzenie pod siatką, traci szansę na grę?
Co czuje osoba, która dowiaduje się o śmierci bardzo ważnej i bliskiej osoby?
Jak zachowuje się osoba, która traci sens i chęć do życia? 
***
Zaczyna się ostatni set meczu o mistrzostwo Polski. Kibice na trybunach gdańskiej hali głośno dopingują miejscowa drużynę Atomu. Gospodynie spotkania prowadzą na pierwszej przerwie technicznej czterema punktami. Znakomicie na środku siatki gra zawodniczka z nr 11. Nagle po zderzeniu z przeciwniczką środkowa upada i łapie się za kolano, które strasznie boli. Gdy dowiaduje się od klubowego lekarza, że przez dłuższy czas nie wróci do gry z jej ust wydobywa się głośne i siarczyste KURWA.
***
Powoli otwieram oczy i widzę jak na krzesełku siedzi Patrycja i płacze.
- Hej. Nie płacz. Wszystko okej. – mówię zachrypniętym głosem a ona zaczyna płakać coraz mocniej – Co się dzieję?
- No bo mama.. mama zginęła w wypadku. – gdy to usłyszałam zamarłam. Mój świat momentalnie zawalił się.
- Ale jak to? To nie może być prawda! – krzyczę
- Mama miała wypadek samochodowy. – nie wierzyłam w to co słyszę.
Kilka lat wcześniej właśnie w wypadku samochodowym zginął mój ojciec i starszy brat. To właśnie Nikodem zaszczepił we mnie miłość do gry w siatkówkę. To dzięki niemu zaczęłam trenować. Po jego śmierci to właśnie ten sport pozwolił mi w miarę normalnie żyć. To dzięki treningom nie załamałam się i doszłam tak daleko. A teraz wiadomość o śmierci mamy. Mojej ukochanej mamy. Mamy,  która była moją podporą. Zawsze mnie wspierała i była przy mnie. A teraz tak nagle jej nie ma? Nie to nie może być prawda!!
- Patrycja kłamiesz! Kłamiesz! Mama żyje zaraz tutaj przyjedzie – krzyczałam dławiąc się własnymi łzami. Siostra podeszła do mnie i przytuliła najmocniej jak umiała. Nie mogłam uwierzyć że mamy już nigdy więcej nie zobaczę. Ona nie mogła mnie tak po prostu zostawić! Nie teraz kiedy najbardziej jej potrzebuję.
Gdy zostałam sama w szpitalnej sali zauważyłam na stoliku szklankę. Bez większego namysłu zrzuciłam ją na ziemię i kawałkami szkła podcięłam żyły. Poczułam zapach krwi i nastała ciemność. Zniknął ten straszny ból. Zniknęło wszystko. Widziałam jak lekarze próbowali nie ratować a ja stałam z boku i już chciałam odchodzić gdy zobaczyłam Patrycję. Strasznie płakała i błagała abym żyła. To właśnie ten widok zmusił mnie do powrotu. Powoli otwierałam oczy i niestety znowu poczułam cholerny ból. 


______________________________________________________

A macie już dzisiaj prolog :)
No i jak się podoba? Czekam na opinie. 

Do następnego, Kalora ;*

Post Informacyjny

Cześć :)
Już od dłuższego czasu zabierałam się do stworzenia bloga z moim własnym opowiadaniem no i w końcu udało mi się to ;). Dość często czytam opowiadania związane z siatkówką, więc pewnego wieczora w mojej głowie narodził się pomysł, aby napisać własne opowiadanie na ten temat. Długo nie mogłam się zastanowić nad wyborem bohatera siatkarskiego , jednak przy pomocy mojej przyjaciółki zdecydowałam się. I uczciwie mogę powiedzieć, że ON pasuje tutaj najlepiej ;).
Jutro albo w niedzielę pojawi się prolog historii. Z góry muszę uprzedzić, że nie będzie to historia o pięknej i bezproblemowej miłości. O nie kochani tak łatwo nie będzie.
Mam nadzieję, że chociaż kilka osób będzie śledzić losy bohaterów mojego opowiadania. Jeżeli już ktoś zdecyduje się tutaj zajrzeć to bardzo proszę o pozostawienie po sobie jakiegokolwiek śladu ;).

To na razie tyle. Do następnego.

Kalora ;*