piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 7.

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
- Nie ma mowy! Nie zamieszkam z Tobą w Bełchatowie!- denerwuje się, kiedy Andrzej oznajmia mi jakie ma plany w stosunku do mnie
- Przecież nie zostaniesz w tym domu. Słyszałaś Ryśka powiedział żebyś zmieniła otoczenie.
- Wiem. Ale nie chcę Ci się zwalać na głowę. Już i tak wystarczająco mi pomogłeś 
- I nadal chcę Ci pomóc. A teraz tyle nie gadaj tylko zapakuj rzeczy. Jedziemy do Bełchatowa.- powiedział stanowczo. Nie chciałam się mu sprzeciwiać, bo wiedziałam, że i tak nie wygram. 

Jestem po odwyku. Przed Andrzejem udaję, że pobyt w ośrodku mi pomógł. Coś w tym na pewno jest, ale ja nie czuję się zdrowa, nie czuję się wyleczona z nałogu. Wiem jednak, że już nigdy nie sięgnę po działkę bo to nie ma sensu. Uświadomiłam sobie, że w braniu narkotyków najlepsze jest to, że wystarczy działka lub tabletka i świat od razu staje się lepszy. Wszystkie problemy znikają, przestają istnieć. Czujesz się wspaniale. Zapominasz o wszystkim. Liczy się tylko teraźniejszość, chwila obecna. Jednak po pewnym czasie nadchodzi moment powrotu do rzeczywistości. Problemy stają się dwa razy większe. Wszystko zaczyna cie przytłaczać. Marzysz wtedy tylko o powrocie do tego idealnego i perfekcyjnego świata. I tak jest w kółko. Zmienia się tylko to, że musisz zaćpać, żeby pozbyć się tego kurewskiego bólu, który rodzi sie w twojej głowie i rozsadza cię na małe kawałki. Możesz dalej brnąć w to świństwo lub zmobilizować się i stawić temu czoła, dzięki czemu może uda Ci się przenieść chociaż cząsteczkę tego idealnego świata do rzeczywistości. W ośrodku często rozmawialiśmy o ćpaniu. Wspominaliśmy kto co brał, jak to się zaczęło. Wbrew pozorom są to dobre wspomnienia. Ale wiem też, że przez heroinę zmieniłam swoje życie w takie śmierdzące bagno, z którego już wychodzę. Zaczynam walkę o samą siebie.A przynajmniej takie mam wrażenie. 


Przez mój pobyt w Bełku widzę, że popsuły się relację Andrzeja z jego kolegami. Chciałabym, żeby spędzał z nimi więcej czasu ale on jest uparty i każdą wolną chwilę spędza ze mną. Podoba mi się to. Naprawdę potrzebuję obecności drugiej osoby, bo samotność, którą przecież kiedyś tak uwielbiałam i wręcz pragnęłam, teraz jest dla mnie okropną udręką. Akurat teraz kiedy Andrzej jest na treningu naszła mnie taka straszna ochota, żeby zaćpać. Wiktoria! Nie możesz! powtarzam w myślach. No kurde nie wytrzymam. Jestem taka beznadziejna. Nie, nie zniszczę życia Andrzejowi. Muszę jak najszybciej zniknąć. W pospiechu wkładam do torby to co wpadnie mi w ręce, spoglądam w ostatni raz na mieszkanie i wybiegam trzaskając drzwiami. A w mojej głowie jest tylko jedna myśl...


Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA

Trener dał nam trzy dni w wolnego. Postanowiłem., że zabiorę Wiktorię na grób jej mamy. Ostatnio mówiła, że bardzo chciałaby tam pojechać. 
- Cześć Wiki! Mam super wiadomość. - mówię wchodząc do domu. rzucam torbę w kąt i teraz powinienem usłyszeć głos dziewczyny jednak odpowiada mi głucha cisza. Wchodzę do kuchni, salonu, łazienki i pokoju  nigdzie jej nie ma. Próbuję się do niej dodzwonić ale telefon oczywiście leży na blacie w kuchni. Do jasnej cholery gdzie ona może być? denerwuję się. Może poszła na jakiś spacer albo zakupy? Kilka godzin później nadal jej nie ma i nagle dostaję olśnienia. W pośpiechu wsiadam do samochodu i pędzę w dobrze znanym mi kierunku. 

Z PERSPEKTYWY WIKTORII

- Cześć mamo, przepraszam, że tak długo Ciebie nie odwiedzałam. - mówię siedząc przed grobem mamy. - Tak bardzo chciałabym, żebyś tu była. Strasznie mi Ciebie brakuje. - moje łzy mieszają się z padającym deszczem. - Tyle rzeczy chciałabym Ci powiedzieć. Mamo, tak bardzo chcę żebyś mnie przytuliła. - mówię i jednocześnie czuję jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Obracam się i widzę Andrzeja. Nie wiele myśląc wtulam się w niego najmocniej jak tylko mogę. Kilka chwil później siedzę w jego samochodzie.
- Dlaczego to zrobiłaś?- pyta z wyrzutem
- Muszę zniknąć. Nie mogę już dłużej psuć twojego życia. 
- Niczego nie niszczysz.
- Niszczę! Nie zaprzeczaj! - odpowiada mi głucha cisza - Czego Ty tak naprawdę ode mnie chcesz? Czemu mi pomagasz? 
- Bo kiedyś właśnie przez narkotyki straciłem ważną dla mnie osobę. - odpowiada po chwilii
- Aaa no tak teraz rozumiem. 
- Niczego nie rozumiesz. Gdybym wtedy przy niej był może teraz by żyła!
- Aha, czyli, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia pomagasz mi? - nie wierzyłam, że Andrzej robi to tylko, żeby odkupić swoje winy
- Na początku tak było. - nie no tego już za wiele! Chcę wysiąść z samochodu jednak on łapię mnie za rękę i mówi - Wysłuchaj mnie do końca!
- Zostaw mnie!- mówię i wysiadam, zmierzam przed siebie. 
- Najlepiej uciekaj od problemów tak jak zawsze!. - nie wierzyłam, że on to powiedział. Zatrzymałam się i wtedy usłyszałam - Kocham Cię Wiktoria! Kocham! Rozumiesz? Może na początku chciałem pozbyć się wyrzutów sumienia za to, że zostawiłem Magdę i pomoc Tobie miała być rekompensatą. Jednak wszystko się zmieniło. - zbliżał się, a ja nadal stałam nieruchomo - Zakochałem się. Cały czas o Tobie myślę. Wcale nie zepsułaś mi życie. Ty jesteś właśnie elementem, którego bardzo potrzebuję, żeby żyć! - i w tym momencie poczułam jego wargi na moich. Andrzej całował tak powoli czekając na moją reakcję, a ja odepchnęłam go powoli. Patrząc w oczy powiedziałam - Wiesz Andrzej. Zostaw mnie w spokoju. - te słowa Go zdziwiły. - Spełniłeś swoją misję, nie ćpam już, żyję. Więc daj mi w końcu święty spokój. - założyłam kaptur i szłam oszołomiona natłokiem myśli. 
- Myślałaś, że tak łatwo pozwolę Ci odejść?! - biegł za mną 
- Andrzej mam dość. Zostaw mnie. - popłakałam się z bezradności - Dajcie mi wszyscy święty spokój. Nie jestem zdrowa, rozumiesz?! Terapia wcale mi nie pomogła . Do końca życia będę ćpunką. Jestem nikim, a Ty mi mówisz, że mnie kochasz? Ty, Andrzej Wrona środkowy Reprezentacji Polski i PGE Skry, siatkarz pełen ambicji, bez problemów, posiadający kochającą rodzinę, zakochał się w ćpunce?! - krzyczę
- Wiktoria..
- Nie, Andrzej! Wysłuchaj mnie. Ty mnie nie kochasz, bo to jest po prostu nie możliwe.
- Nie rozumiesz tego, że chcę Ciebie?! Osobę, która nieustannie walczy, żeby znowu nie wpaść w nałóg. Kurde Wiki to właśnie za tą twoją wewnętrzną siłę Cię cenię.
- Tylko w ogóle słyszysz co mówisz? Jestem słaba! - krzyczę -  Nie możemy być razem, przepraszam. Pozwól mi odejść. - widzę ogromny smutek w jego oczach. Andrzej trzyma mnie w pasie i nie chce przepuścić - Andrzej, proszę. 
- Pamiętaj, że jak coś się będzie działo możesz do mnie zawsze zadzwonić, przyjechać cokolwiek. Daj znać co się u Ciebie dzieje. Obiecaj. - świdrował mnie wzrokiem
- Obiecuję. - odpowiedziałam, ze łzami na policzkach odeszłam. Szłam przed siebie i z każdym kolejnym krokiem oddalającym mnie od Andrzeja pragnęłam wrócić, rzucić mu się w ramiona i złożyć pocałunek. Nie mogłam tego zrobić. Musiałam dać mu możliwość na życie, z kimś lepszym niż ja.

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA

Stałem i patrzyłem jak miłość mojego życia odchodzi. Zostawia mnie samego. Nigdy więcej już nie wróci. A ja.. A ja nie mogę już nic zrobić, nie mogę jej zatrzymać. 


_______________________________________________________________
No i w końcu coś ciekawego zaczęło się dziać. Mam nadzieję, że spodoba się wszystkim czytającym :) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeszcze tylko 3 rozdziały.... 

Pozdrawiam i do następnego, Kalora ;*

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 6.

Już od kilku dobrych dni zastanawiam się czy znowu nie pójść na terapię do ośrodka. Mam  już dość tego wszystkiego, muszę w końcu wyrzucić z siebie to okropne świństwo, które wysysa ze mnie wszystko jak złośliwy upiór. Nadszedł czas żeby w końcu dorosnąć i zmierzyć się z problemami. 


 Schodzę powoli po schodach i zmierzam do salonu, gdzie siedzi Andrzej i z zainteresowaniem czyta gazetę. Niepewnym krokiem podchodzę i siadam naprzeciwko niego. Siatkarz nawet nie darzy mnie maleńkim zerknięciem. 
-Andrzej, możemy porozmawiać?- zapytałam z nadzieją w głosie. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem ale odpowiedział, że tak. Przez chwilkę wahałam się czy chcę mu o wszystkim powiedzieć. W końcu się odważyłam. - Na początku chciałabym przeprosić. Zachowuję się okropnie w stosunku do Ciebie. - spojrzałam mu w oczy.
- No nie zaprzeczę. Miła to raczej nie jesteś. - dodał z lekkim uśmiechem.
- To wszystko mnie po prostu przerasta. Przepraszam. - pierwsza łza pojawiła się na moim policzku.- Mam do Ciebie prośbę. 
- Słucham. - odpowiedział i znalazł się obok mnie.
- Potrzebuję twojej pomocy. Naprawdę chce się wyleczyć. Zawieź mnie do ośrodka. - milczał - Obiecuję, a nawet przysięgam, że tym razem na pewno nie ucieknę. Przejdę całą terapię od początku do końca. Uwierz mi ja się chcę wyleczyć.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że o to właśnie mnie prosisz. - przytulił mnie. 
- Zrozumiałam, że przez narkotyki zniszczyłam sobie życie. 
- Pamiętaj, zawsze będę przy Tobie. 
- Dziękuję. - dałam mu całusa w policzek. - Mam jeszcze jedną prośbę. 
- O co chodzi? 
- Zetniesz mi włosy. - dodałam z uśmiechem
- Co?! Żartujesz?!
- Nie, mówię poważnie, zetnij mi włosy.
- Ale dlaczego? 
- Bo chcę naprawdę wszystko zmienić. 
- No dobra, jeżeli tego właśnie chcesz to chodź do łazienki. 
I takim oto sposobem kilka chwil później byłam łysa. Każdy włos, który znajdował się na ziemi symbolizował moje oczyszczenie. Zrzuciłam z siebie wszystkie błędy z przeszłości. Pozbyłam się wszelkich lęków. Czułam się taka lekka, taka wolna, w pewien sposób szczęśliwa.
- To zaczynam nowych etap w życiu. - uśmiechnęłam się do nowego odbicia mnie w lustrze. 
Jeszcze tego samego dnia wieczorem Andrzej zawiózł mnie do ośrodka. 
- Witam. - powiedział Rysiek. - Widzę, że ty razem to jesteś przygotowana na zmiany. - uśmiechnął się na widok mojej nowej fryzury. 
- Od czegoś trzeba było zacząć. - powiedziałam i udałam się na rewizję, a następnie zostałam zamknięta w białej sali. Przez drzwi spojrzałam na Andrzeja, w jego oczach znowu zobaczyłam iskierki nadziei. Wyleczę się, będę zdrowa dla ciebie, pomyślałam. 

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
- Myślę, że tym razem Wiktoria naprawdę przejdzie całą terapię. - powiedziałem Ryśkowi.
- Też mam taką nadzieję. 
- To kiedy będę mógł ją odwiedzić?
- W najbliższym czasie musimy odizolować ją od środowiska, w którym przebywała. Więc myślę, że za jakieś 2-3 tygodnie powinno być z nią w miarę okej i wtedy będzie dobry moment żeby ją odwiedzić. 
- Rozumiem.
- Radze jeszcze żebyś przeszukał dom i pozbył się jakichkolwiek narkotyków jakie tam znajdziesz. Tak na wszelki wypadek. 
- Dobrze tak zrobię. Proszę mnie informować o jej stanie. 
- Jesteśmy w kontakcie. Do widzenia. 
- Do widzenia. 

Po powrocie do domu swoje kroki skierowałem do pokoju Wiktorii. Otworzyłem drzwi, moim oczom ukazała się ciemność. Podszedłem do okien i odsłoniłem zasłony, żeby wpuścić trochę światła. Na podłodze leżało pełno opakować po strzykawkach, igłach, puste woreczki pewnie po heroinie albo innych narkotykach. Na łóżku leżały zapalniczki, puste pudełka po papierosach i łyżeczki. Ubrania były porozrzucane na podłodze. Zabrałem się za ogarnięcie tego syfu. Kiedy odsunąłem łóżko zauważyłem pod nim karton. Otworzyłem go. Były w nim medale, puchary, sprzęt siatkarski, zdjęcia Wiktorii z meczy. Była na nich taka szczęśliwa. W jej oczach były iskierki radości. Taką właśnie chciałbym Ciebie poznać, pomyślałem i dalej przeszukiwałem pokój w znalezieniu narkotyków. Na szczęście niczego nie znalazłem. Natknąłem się jeszcze na zdjęcie, na którym była Wiktoria, jej mama i Patrycja. Właśnie Patrycja. Postanowiłem do niej zadzwonić. Opowiedziałem jej o obecnej sytuacji siostry, a ona powiedziała, że nie interesuje jej to. Próbowałem nakłonić ją do powrotu, jednak ona stanowczo odmówiła. Nie mogłem jej do niczego zmusić. Przykro mi, że odwróciła się od swojej jedynej rodziny. Jednak nie mi ją oceniać, bo przecież ja nic lepiej nie zachowałem się kilka laty wcześniej. Wieczorem zadzwoniłem do Kłosa i następnego dnia umówiliśmy się na spotkanie, muszę mu w końcu wszystko dokładnie wytłumaczyć. 


_________________________________________________________
Przepraszam, za to coś u góry. To nie tak miało wyglądać ale cóż... :// może komuś się spodoba. 
I już  nie jest tak przygnębiająco :) Wiktoria zdecydowała się na odwyk, tylko czy znowu nie ucieknie, jak myślicie? 
Ten tydzień był mega mega ciężki, sama się dziwię jak to wszystko wytrzymałam -.-
Towarzyszyła mi pewna przyśpiewka HEJ JASTRZĘBIE!!! i tak w kółko z racji tego, że 15 lutego byłam na meczu. Moja kolekcja autografów wzbogaciła się nieco XD 
A wam jak minął tydzień? :)
 Dziękuję  za wyświetlenia i komentarze :* 
Pozdrawiam, Kalora :* 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

PS. JESZCZE 4 ROZDZIAŁY DO KOŃCA.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 5.

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Kurde, trochę mnie poniosło i wtedy w dworcowej toalecie władowałam sobie za dużo i odleciałam. Obudziłam się w szpitalu. Oczywiście miałam przymusową terapię, po której "dobrowolnie" poszłam na odywk. Pierwszy dzień w ośrodku był okropny. Nie chciałam poznawać innych ludzi z problemami podobnymi do moich. Pierwsze dwa tygodnie spędziłam na tzw. białej sali. Całe dnie leżeliśmy w tych łóżkach i nic nie robiliśmy. Tylko trzy razy dziennie dostawaliśmy zastrzyki, po których kompletnie nic nie czułam, a w myślach była czarna dziura. Następnie przeszłam do sali, gdzie dwa razy dziennie odbywała się grupowa terapia. Każdy musiał opowiedzieć swoją historię. Nie wytrzymałam tego natłoku wspomnień, który wzbudził we mnie Rysiek (terapeuta). Uciekłam. Oczywiście Andrzej od razu zmusił mnie żebym tam wróciła, a ja tego tak bardzo nie chciałam. Nie miałam siły się z nim sprzeczać. I tak przez kolejny prawie miesiąc udawałam, że wszystko jest dobrze aż do momentu kiedy nadeszła mnie ogromna ochota na heroinę. Znowu uciekłam. Tym razem nie wróciłam do domu. Odnowiłam dawne kontakty i wpadłam w ciąg. W między czasie Patrycja wyjechała i zostawiła mnie bez słowa wyjaśnień. 

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA 
Gdy tylko zobaczyłem Wiktorię pierwszy raz czułem, że muszę jej pomóc. Przypomniałem sobie sytuację sprzed kilkunastu lat. Miałem wtedy 18 lat, a Magda była rok młodsza. Byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. Przynajmniej ja tak uważałem. Magda nigdy nie lubiła rozmawiać o swoich problemach, była strasznie zamknięta w sobie. Kiedy nie odzywała się do mnie przez ponad tydzień zacząłem się strasznie martwić. Pojechałem do niej do domu. Niestety nikogo nie było. Postanowiłem jednak poczekać. Po chwili zauważyłem Magdę w bramie. Ledwo co trzymała się na nogach. Była pijana i naćpana. Naprawdę chciałem jej pomóc, ale ta cała sytuacja mnie przerosła. Uciekłem, zmieniłem klub i zerwałem z nią kontakt. Po czasie dowiedziałem się, że Magda umarła z przedawkowania. Byłem na siebie cholernie zły. Obwiniałem się. Gdybym jej wtedy nie zostawił, gdybym z nią był pewnie to wszystko wyglądałoby inaczej. Obiecałem sobie, że jeżeli na mojej drodze znowu stanie osoba, która będzie miała problem z narkotykami, za wszelką cenę będę starał się jej pomóc. I spotkałem Wiktorię. Nie pozwolę, że narkotyki po raz drugi odebrały mi osobę, na której strasznie mi zależy. 

Z PERSPEKTYWY WIKTORII
- Czemu znowu ćpasz? - zapytał Andrzej
- Przestań. Chcę iść spać.- byłam naprawdę bardzo zmęczona, a on robi mi jeszcze wyrzuty
- Dlaczego uciekłaś z ośrodka?  Przecież tylko tam mogą cię wyleczyć! 
- Posłuchaj mnie! Choć raz mnie posłuchaj.Tylko mi nie przerywaj.- zaczęłam mówić. - Czuję jak coś się zmienia. Czuję zmianę wewnątrz siebie. Chcę spojrzeć na siebie w lustrze i nie widzieć tego co tkwi we mnie w środku. Chcę się pozbyć tej ciągłej  potrzeby zaćpania. Przez narkotyki zniszczyłam sobie życie. Ale czy aby na pewno? Przecież to właśnie przez nie poznałam Ciebie. Jako jedyny nadal przy mnie jesteś, kiedy znowu wpadłam w ciąg. Stoisz obok i patrzysz na mnie. Kiedyś w twoich oczach widziałam nadzieję, teraz jest tam tylko rozczarowanie. Jestem okropna. Wszystko i wszystkich niszczę. Wszystko psuję. Nie chcę żebyś patrzył jak staczam się na samo dno oceanu. Już dwa razy próbowałeś mnie wyciągnąć, prawie ci się to udało, ale ja była uparta i pragnęłam wrócić do mojej przystani na dnie oceanu. Przez dłuższy czas panował w niej spokój i harmonia. Pewnego rodzaju ład stworzony przeze mnie. Harmonogram mojego funkcjonowania opierał się na podgrzaniu łyżki z herą, napełnieniu strzykawki i wbiciu się w zgięciu na lewej ręce. W pewien sposób czułam się bezpiecznie. Dziwne, nie? A Ty teraz od jakiegoś czasu próbujesz skierować mnie do swojego portu. Może ja wcale nie chce tam być?! Może moja przystań na dnie jest moim portem, jest moim bezpiecznym miejscem, jest moją Arkadią?! Czy ktoś kiedykolwiek pomyślał o mnie? Czy kiedykolwiek zapytałeś się mnie o to co czuję?! Nie! Najważniejszą rzeczą było pozbawienie się problemu, pobawienie się mnie! Może ja tak naprawdę nie chcę się wyleczyć?! Po co mi ten pieprzony odwyk? Po co mam być "zdrowa"? Ah tak, abyś Ty nie miał wyrzutów sumienia! Moje uczucia nie mają znaczenia! Liczysz się tylko Ty! A ja? Co ze mną? Patrzysz na mnie ale nie widzisz tego co we mnie tkwi. A może po prostu nie chcesz tego widzieć?! Kto w tej całej sytuacji jest najbardziej poszkodowany?! Ja?! Nie, nie żartuj. Oczywiście, że TY! Przecież Pan Idealny poświęca swój cenny czas na "pomaganiu" ćpunce, która cały czas ćpa., która została opuszczona przez rodzinę, która nie ma przyjaciół, która jest beznadziejna. I która jest cholernie SAMOTNA! Ale powiem Ci jednouwielbiam tą moją samotność. Mam tylko jedna prośbę: NIE WPIERDALAJ SIĘ I DAJ MI SPOKOJNIE EGZYSTOWAĆ W MOJEJ PRZYSTANI NA DNIE OCEANU, gdzie teraz jestem i pewnie zostanę już do końca. Zrozum dla mnie nie ma już szans na nowe życie. - powiedziałam i zostawiłam Andrzeja, widać było, że był w ogromny szoku. Skierowałam swoje kroki do pokoju i zasnęłam. 


____________________________________________________________
I jesteśmy już w połowie :). Przepraszam za wszelkie literówki i błędy, ale nie mam już sił, żeby to poprawić. Chyba trochę nie wpasowałam się tym rozdziałem w walentynkowy klimat ale WHO CARES? :D
Chcę bardzo podziękować za liczbę wyświetleń 1173 O_o. Jestem mile zaskoczona. Gorące buziaki dla tych, którzy tutaj zaglądają i komentują ;***********************************

PS. Mam już dosyć tego wszystkiego. Pierdole wszystko...

Pozdrawiam, Kalora :*

PS. Komentujcie, bo to naprawdę strasznie motywuje :) :*

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 4.

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ 
Jestem pod ciągłą opieką, a raczej kontrolą, Patrycji i Andrzeja. Pilnują mnie na zmianę. Nie mogę sama wychodzić z domu, a już powoli kończy mi się hera. Wstrzykuję sobie małe dawki, żeby normalnie funkcjonować. robię to po kryjomu w łazience. Nie wbiłam się już w żyły na przedramionach, przerzuciłam się na stopy. Przynajmniej oni niczego nie zauważą. Ta ich ciągła chęć pomagania mi, kontrolowania i spędzania ze mną czasu powoli mnie, że tak delikatnie powiem WKURWIA!!! Ja po prostu uwielbiam pobyć trochę w samotności, bo tylko wtedy tak naprawdę mogę przenieść się do mojego perfekcyjnie ułożonego świata. 
Patrycja wyszła do pracy, więc dzisiaj moją nianią jest Andrzej. 
- Mogę? - słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju. 
- No jak musisz. - odpowiadam, a on siada naprzeciwko mnie na łóżku. 
- Musimy porozmawiać.
- Jeżeli chodzi ci o to czy sobie władowałam to spokojnie mogę ci pokazać ręce. - podwijam rękawki od bluzy
- Nie o to chodzi. - przerywa mi. - W sobotę gramy w Energii mecz z Resovią.
- I co z tego?
- No i akurat w ten dzień twoja siostra musi być w pracy..
- A ja nie mogę zostać sama w domu.- przerywam mu
- Pojedziesz ze mną, wyrwiesz się stąd, poznasz chłopaków. Zgódź się. 
- A czy mam jakieś inne wyjście?- pytam z ironią
- Wiktoria..
- Andrzej, nie rozśmieszaj mnie, dobrze? Przecież i tak wiesz, że z tobą pojadę więc po co się mnie pytasz?
- Uspokój się.
- Jestem bardzo spokojna.
- Dlaczego my nie możemy normalnie porozmawiać? 
- A o czym mamy rozmawiać? O tym dlaczego ćpam? 
- Chciałbym się dowiedzieć jak to wszystko się zaczęło. Chciałbym ci pomóc. 
- Mówiłam ci już coś na ten temat. A teraz wyjdź. Chcę być chociaż przez 5 minut sama do cholery! - krzyczę. Gdy Andrzej wyszedł szybko sięgnęłam do torebki i zrobiłam sobie zastrzyk. 
Następnego dnia musiałam wstać wcześnie rano, ponieważ pan idealny musiał zdążyć na popołudniowy trening. W pośpiechu wpakowałam do torby kilka rzeczy na zmianę, kosmetyki, dwie strzykawki, dwie ostatnie działki. Przez noc przygotowałam sobie plan, który, mam nadzieję, uda mi się zrealizować. 
Koło godziny 13 byliśmy na miejscu. Andrzej wziął torbę treningową i 15 minut później byliśmy już przed Energą. 
- Idź usiądź na trybunach, a ja się szybko przebiorę i przedstawię cię chłopakom. 
- Spoko. 
Kiedy weszłam na halę przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone na boisku. Litry potu wylane na treningach, emocje podczas meczy, godziny spędzone na dopracowywaniu zagrywki i ataków. Tak cholernie za tym tęsknie.. Usłyszałam siatkarzy wchodzących więc szybko otarłam spływające po moich policzkach łzy. 
- Chłopaki, a to jest właśnie Wiktoria.
- Cześć wszystkim. - zmusiłam się na uśmiech, po chwili znałam już wszystkich zawodników Bełchatowskiej Skry. Kolejne dwie godziny spędziłam na trybunach. W mojej głowie pojawiały się obrazy związane z siatkówką. Pierwszy raz od dłuższego czasu pragnęłam znowu wyjść na boisko, pragnęłam grać. Wiedziałam jednak, że nie mam już szans na powrót.

SOBOTA, DZIEŃ MECZU 
Hala wypełniona kibicami w żółto-czarnych strojach skacze z radość. Skra pokonała Resovię i jest liderem w tabeli. 
- Wiki chodź! - słyszę Andrzeja i posłusznie wchodzę na boisko. 
- To jest Pit, a to Kosa. 
- Cześć, to ty jesteś tą Wiktorią o której tyle słyszałem, bardzo miło mi ciebie poznać. - uścisnęłam dłoń wysokiego blondyna 
- Rozumiem, że będziesz z nami świętować?- zapytał Kosa
- A czy twoja drużyna przypadkiem nie przegrała? - dodał Andrzej 
- Oj tam, źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, czy Wiktoria będzie u Kłosa.
- No oczywiście, że będę. - wymuszony uśmiech 
- Dobra, to w takim razie do zobaczenia później. 
- Słuchaj, poczekaj tutaj na mnie. Przebiorę się tylko i za 5 minut jestem. Nie ruszaj się stąd, ok?- zapytał Andrzej
- Spokojnie, poczekam. Trochę zaufania. - i znowu uśmiech - No idź się już przebrać, bo nie zdążymy na tą imprezę. 
- Za chwilkę jestem z powrotem. 
Gdy tylko upewniłam się, że siatkarz jest w szatni czym prędzej wybiegłam z hali. DZIĘKI CI BOŻE W KOŃCU JESTEM WOLNA! W KOŃCU SOBIE ZAĆPAM! Biegłam pod adresem, który dostałam od Bola, była to melina niedaleko dworca. Kupiłam sobie towar za kasę, którą udało mi się zaoszczędzić. Towar był najlepszej jakości. Zamknęłam się w dworcowej toalecie, napełniłam strzykawkę i poczułam ogromną ulgę.. Jestem w raju! pomyślałam.

Z PERSPEKTYWY ANDRZEJA
Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i poszedłem znowu na halę po Wiktorię. Wchodzę a tam pusto nikogo nie ma, oprócz ochroniarzy. 
- Przepraszam nie widział pan takiej dziewczyny w długich czarnych włosach, w czarnej kurtce? Miała tutaj na mnie poczekać, ale jej nie ma. 
- Była tu taka jedna, ale wybiegła stąd przed chwilą. 
No kurde! Nie wierzę!
- Ej co jest?- zapytał Kłos
- Wiktoria zniknęła, kurwa. 
- Na serio?
- Pewnie ćpa. 
 - Dobra stary musimy jej poszukać. 
- Tylko gdzie? 
- Objedziemy cały Bełchatów na pewno ją znajdziemy. 
Przez następne dwie godziny ja, Kłosu, Pit i Kosa szukaliśmy Wiktorii. Zrezygnowani pojechaliśmy na dworzec. Nie wiem co mnie natchnęło, ale postanowiłem sprawdzić toalety. Gdy otworzyłem drzwi do kabiny zamarłem. Zobaczyłem Wiktorię.. Leżała na podłodze, była strasznie blada, w przedramieniu miała wbitą strzykawkę. 
- Kurwa! Otwórz oczy!- krzyczałem, a ona nawet nie drgnęła. - Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?


_________________________________________________________________________
Tadam! Kolejny rozdział, akcja się trochę rozkręciła. Ciekawa jestem waszych opinii.
Wiem, że miałam dodać dopiero gdy będę miała po trójką przynajmniej 5 komentarzy, ale nie mogłam się powstrzymać :D Po za tym widzę, że nie chcecie tego komentować, więc zmuszać nikogo nie zamierzam. A opowiadanie na pewno dokończę. Mimo to pragnę podziękować tym kilku osobą, które zostawiły tutaj po sobie jakiś ślad. DZIĘKI DZIEWCZYNY TO NAPRAWDĘ DLA MNIE DUŻO ZNACZY :*

A piosenka, która natchnęła mnie do napisania tego czegoś na górze to MYSLOVITZ - DŁUGOŚĆ DŹWIĘKU SAMOTNOŚCI <3 :)

PS. Mam ogromną prośbe. Niech każdy kto to przeczyta pozostawi po sobie komentarz, ok? ;)

No to chyba wszystko, także ten
Pozdrawiam, Kalora ;*